Według starych legend i opowiadań chłopów w czasie zimy do stajni zaglądają złe duchy. W latach 50 kiedy konie były niezastąpione na roli trudno było znaleźć taką wioskę, gdzie nie spotkało się końskiej zmory. Teraz, gdy konie zastąpione są maszynami i mało kto jest ich posiadaczem legenda końskiej zmory odeszła w prawie całkowite zapomnienie. Końska zmora atakowała zwierzęta nocą, gdy ich właściciel spał. Robiła to na różne sposoby, np; ujeżdżała, podszczypywała, dusiły, biła po szyi, plotła drobne, misterne warkoczyki na grzywie i ogonie, wodziła końmi tak, aby nie mogły trafić do zagrody czasami nawet doprowadzała do śmierci szkap poprzez ich zamęczenie. Nad ranem, gdy gospodarz chodził doglądnąć swoich koni zastawał je całkowicie spłoszone, całe zlane potem jakby ktoś oblał je kubłem wody. Niektórzy chłopi opowiadali także, że ich kobyły były tak wystraszone, że pozaplatane warkoczyki stały im, aż dęba! Są ludzie, którzy dziś nawet opowiadają historię jak to na ich oczach koniom coś plotło włosie. Podobno po rozplątaniu takich warkoczyków koń zdychał. Jedyną bronią na zmorę było święcenie stajni istniały jednak takie obrządki jak łapanie złego ducha przy pomocy świecy z cmentarza, wieszaniu martwego jastrzębia na drzwiach stajni, mocowaniu luster na żłobach, wieszaniu czerwonych szmat czy ujeżdżaniu konia przez nagą dziewicę.
"Właśnie o owym zajeżdżaniu koni przez demony słyszymy szczególnie często. Zdarzało się istotnie niekiedy, że wieśniak, wchodząc rano do stajni, zastaje któreś zwierzę spocone i znużone, a pokarm, zadany mu na noc nie spożyty; zdarzało się jeszcze częściej, iż nocą z chaty lub ze dworu słyszy niespokojne chrapanie koni, tętent i obijanie się o ściany czy żłoby . Lud wielkoruski, rdzennie białoruski i część ukraińskiego tłumaczy wspomniane przejawy bardzo prosto: to demon domowy czy też odpowiadający tamtemu demon stajenny dosiadł zwierzęcia i na nim jeździ. Zbliżone tłumaczenie znajdujemy u Białorusinów południowo-zachodnich oraz na dużych obszarach Ukrainy, ale tu za ujeżdżanie koni po nocach odpowiedzialne są czarty, podobnie jak u Polaków zmory i złe duchy, a u Kaszubów kraśniaki” (KLS, s. 637). O zjawiskach znęcania się nad zwierzętami (a zwłaszcza końmi) przez zmory informują nasze źródła ludoznawcze z drugiej połowy XIX i początków XX w. Z monografii regionalnych O. Kolberga wynika, iż w ówczesnych wierzeniach ludowych wyraźnie rozdzielano zmory ludzkie od zmór zwierzęcych. Na terenie Lubelszczyzny, Mazowsza, Kielecczyzny i Krakowskiego bardzo popularna była opowieść o trzech siostrach-zmorach, z których pierwsza dusiła ludzi, druga dręczyła zwierzęta (plotła warkoczyki na grzywach i ogonach koni, ujeżdżała je po stajni, dusiła itd.), trzecia zaś dusić miała drzewa bądź wodę. Opowieść ta pewnym echem odbijała się także w innych regionach, jak Rzeszowskie, Krośnieńskie czy Chełmskie. Niekiedy dana postać demoniczna nie ograniczała swej działalności tylko do dręczenia zwierząt, ale również stanowiła synonim wszelakiego rodzaju zaraźliwych chorób wśród zwierząt. „Mara, przynosząca pomór na bydło, chodzi białą odziana szatą. W dzień mało się komu pokazuje, dopiero wieczorem można ją widzieć bielejącą się koło obór. Gdy w którą chuchnie, bydło tam wkrótce wypadnie co do nogi” („Chełmskie”, 138).
Drobne echa tych wierzeń dotrwały jeszcze w świadomości pewnej części ludu wiejskiego do dnia dzisiejszego. Świadczą o tym m.in. materiały z badań terenowych prowadzonych w regionach wschodnich. Od blisko 50% informatorów (78% - białostockie, 60% - lubelskie i 20% - rzeszowskie) uzyskano pewne fragmentaryczne dane dotyczące demonów dręczących zwierzęta. Demony te najczęściej określano nazwą mory lub mary, zmory bydlęcej lub końskiej oraz czarta lub złego ducha. Niekiedy wszakże nazywano je błędami, noculami i wiedźmami. Demonowi temu przypisywano zarówno postacie antropomorficzne (szpetne stare kobiety, młode dziewczęta bądź mali chłopcy w czerwonych czapeczkach na głowach), jak i zoomorficzne (czarny kot lub wilk), lecz w przekonaniu pewnej części informatorów był on niewidzialny, a więc bezpostaciowy.
Także na pewne drobne relikty omawianych wierzeń w demony dręczące zwierzęta gospodarcze oraz nawiedzające je wszelakimi chorobami do pomoru włącznie natrafić jeszcze można w niektórych wsiach Mazowsza i południowo-wschodniej Małopolski. Natomiast w pozostałych regionach kraju ten wątek wierzeń ludowych uległ już zanikowi. "
Leonard J. Pełka: Polska demonologia ludowa. Warszawa 1987, s. 178-180.
czwartek, 30 czerwca 2011
środa, 29 czerwca 2011
Zabiła i zjadła swojego 3-tygodniowego synka
33-letnia Otty Sanchez urodziła zdrowego i silnego syna, jednak po porodzie zdiagnozowano u niej depresję poporodową. Według jej męża Scotta Buchholza nie brała zalecanych jej leków, a także cierpiała na schizofrenię.
Wszystko zaczęło się od drobnej kłótni pary, po której Otty wraz ze swoim maleńkim synkiem wybiegła z domu i wsiadła do samochodu. Dziecko wrzuciła do fotelika samochodowego nie zapinając mu pasów, po czym ruszyła z piskiem opon. Mąż, który był świadkiem całej sytuacji zadzwonił po policję, która nie podjęła żadnej interwencji. Policjanci tłumaczący się potem stwierdzili, że interwencja miałaby miejsce, gdyby Scott zawiadomił ich o tym, że kobieta cierpi na depresję. Być może, gdyby w tedy policjanci zainterweniowali nie doszłoby do dramatycznej historii, która wkrótce potem nastąpiła.
Na drugi dzień zostali wezwani przez matkę kobiety. Wchodząc do mieszkania ujrzeli szokujący widok, byli tak przerażeni, że poprosili o pomoc psychologa. Ciało malutkiego Scotta Wesleya Buchholza-Sancheza było po prostu zmasakrowane. Otty Sanchez wykrzykiwała w kółko nad zwłokami noworodka ”zabiłam i zjadłam swoje dziecko”. Wariatka tłumaczyła, że diabeł kazał jej rozszarpać synka, a potem zjeść jego mózg oraz palce nóg. Jak wykazało śledztwo kobieta zabiła noworodka nożem do steków i dwoma mieczami samurajskimi. Do całej tragedii doszło obok, śpiącej w drugim pokoju matki z dwoma jej siostrzenicami.
Ojciec zamordowanego dziecka, który także cierpi na schizofrenię nie może pogodzić się ze stratą synka „ chcę, żeby spłonęła w piekle”- tak wypowiada się na temat swojej żony morderczyni.
Po całej wstrząsającej historii zabicia i zjedzenia części ciała swojego synka Otty Sanchez trafiła do szpitala psychiatrycznego po próbie samobójczej.
Etykiety:
człowiek,
sensacyjne historie,
szokujące historie,
śmierć
sobota, 25 czerwca 2011
Sprzedał nerkę by kupić iPoda
17 -Nastolatek z chińskiej prowincji Anhui znalazł w Internecie nietypową okazję na zarobienie pieniędzy, oferta na tyle była specjalna, że nie trzeba było nic robić, aby zarobić. Jedynie co chłopak musiał zrobić to sprzedać własną nerkę! Otrzymał za nią okrągłą sumkę 3 tysięcy dolarów czyli około 8 tysięcy polskich złotych. Do domu wrócił już z zakupami czyli nowiutkim iPodem i laptopem. Zapytany przez dziennikarzy nastolatek bez wstydu powiedział „Zrobiłem to, bo nie miałem pieniędzy na iPoda 2”.
O całej sprawie dowiedzieli się rodzice chłopca, gdy zainteresowali się pochodzeniem nowych przedmiotów. Sprawa została zgłoszona na policję, niestety handlarzy organów nie odnaleziono.
Etykiety:
ciekawostki,
człowiek,
szokujące historie
wtorek, 7 czerwca 2011
„Nie chce tego dziecka, to kosmita!”
Mieszkająca w Indiach Sonal Waghela z niecierpliwością oczekiwała dnia narodzin swojego dziecka. Kobieta zdawała sobie sprawę, że wydanie na świat nowego obywatela jest bardzo emocjonalnym przeżyciem, jednak nie podejrzewała, że może to zamienić się dla niej w istny horror. Jej synek urodził się z ogromnym wodogłowiem co wywołało szok u młodej mamy. Sonal Waghela nie chciała wziąć nawet na ręce swojego dzidziusia, gdyż twierdziła, że jest to kosmita i nie chce na niego patrzeć, a co dopiero dotykać.
Głowa noworodka ważyła 2,5 kg co było istną dysproporcją do reszty małego ciałka. Synek Sonal był karmiony sztucznym pokarmem ponieważ matka nawet nie dopuszczała możliwości karmienia go piersią. Lekarze zgodnie stwierdzili, że dziecko ma szanse na wyzdrowienie po przejściu specjalnej operacji, jednak jeżeli wcześniej dojdzie do uszkodzenia mózgu wtedy dziecko ma bardzo małe szanse na przeżycie. Miejmy nadzieje, że młoda matka zda sobie w końcu sprawę, że jest to jej własne dziecko, a nie jakiś przybysz z obcej planety i w końcu razem z nim zacznie walczyć o jego życie!
Etykiety:
ciekawostki,
człowiek,
szokujące choroby,
śmierć,
tajemnice natury
Subskrybuj:
Posty (Atom)