Rzeka Alster w Hamburgu ma nowego mieszkańca- ale nie jest to zwykła kacza czy ryba.
Przez jakiś czas na tamte wody sprowadzono gigantyczną figurę kobiety zwaną "Die Badende" ("kuracjuszka"). Uczyniło to z Alster największą wannę na świecie!
Figura kobiety ma 20 metrów długości i waży 2 tony! Kuracjuszkę na niemieckiej rzece umieściła brytyjska firma Soap & Glory w dowód wdzięczności za rekordową sprzedaż ich produktów. Założyciela firmy Marcia Kilgore uważa, że ich powinnością jest upiększanie świata.
Die Badende została zaprojektowana przez Oliviera Vossa przy pomocy stali i styropianu.
Burmistrz miasta miał pewne obiekcje co do kuracjuszki mówiąc, że jego ukochana rzeka została skalana. Jednak turyści byli bardzo mile zaskoczeni, a sprzedaż kajaków wzrosła :)
Zapomnij o nawiedzonych domach w wesołych miasteczkach, które straszą tandetną atrapą i marnymi aktorami przebranymi za zombie czy złe duchy. Jeżeli szukasz prawdziwych wrażeń, gdzie będziesz terroryzowany przez morderców z piłami łańcuchowymi czy zamykany w trumnie to mamy miejsce idealne dla Ciebie.
Dla wszystkich, którzy szukają wrażeń i chcą przeżyć prawdziwy koszmar powinni udać się do McKamey Manor, w San Diego, który zyskał międzynarodową sławę.
Jeżeli nie wierzysz wejdź na stronę nawiedzonego domu są tam filmiki i zdjęcia ofiar, które kupiły bilet i przeżyły prawdziwe piekło!
Oficjalna strona McKamey Manor opisuje się jako jedyny na świecie prawdziwy nawiedzony dom, który oferuje paranormalne doświadczenia trwające od 4 do 7 godzin. "Uważaj, to nie jest standardowy nawiedzony dom", czytamy na stronie "jest to impreza, w której udział bierzesz Ty, będziesz żył własnym horrorem. Jest to drastyczne, intensywne i naprawdę przerażające doświadczenie". Całe to szaleństwo jest filmowane dając szansę na zostanie gwiazdą we własnym horrorze.
Tematyka nawiedzonej posiadłości zmienia się co roku. Jednak niezmienna pozostaje legenda tego miejsca. Ponoć właśnie tam, żył niegdyś sławny McKamey, który znęcał się nad swoimi pacjentami i nielegalnie pobierał im organy w brutalny sposób. Jednym z więźniów maniaka była Mary Parker, której udało się uciec. Włamała się ona do McKameya i zabiła go siekierą. Teraz ona prowadzi ten przybytek i szuka nowych ofiar.
Co roku wychodzą nowe trailery z tym co ma czekać potencjalnych uczestników makabrycznej zabawy. Oglądanie klipów naprawdę powoduje ciarki na skórze. Uczestnicy eventów są skrępowani, kneblowani, karmi się ich Bóg wie jakim obrzydlistwem, ich głowy zamyka się w klatkach, rzuca się na nich pająki i węże! McKamey obiecuje, że da swoim gościom taki strach, który doprowadzi ich do utraty zmysłów, a nawet do drobnych obrażeń!
Właścicielem nawiedzonej posiadłości jest Russ McKame i jego dziewczyna Carol Schultz. Na pomysł takiej atrakcji wpadli już 15 lat temu. W makabryczne przedsięwzięcie wydali, aż 500 tys. dolarów! Oczywiście inwestycja się zwróciła do ich przybytku co roku czeka w kolejce ponad 20 tys. osób. Dom jest czynny przez cały rok. W wycieczce po posiadłości mogą brać udział tylko dwie osoby, które ukończyły 21 rok życia i podpisały oświadczenie, że robią to na własną odpowiedzialność. Gości uprasza się również o nie noszenie drogich ubrań, ze względu na agresywny charakter doświadczenia. Aktorzy i istoty biorące udział w evencie mogą dowolnie dotykać swoje ofiary, ale bez wzajemności. Jeżeli ktoś przekroczy granice dotyku zostanie natychmiast usunięty bez zbędnych pytań.
Nie wolno używać wulgarnego języka, wnosić żadnej broni, palić, pić, ani zażywać narkotyków. Goście muszą być okazami zdrowia. Strona również zapewnia, że goście nie ponoszą żadnego poważnego uszczerbku na zdrowiu!
Ciekawostką jest, że Russ McKamey udostępnia swoją posiadłość ochotnikom prawie za darmo. Koszt biletu to puszki lub worki karmy dla psów i kotów, które są przekazywane fundacji.
Celem zabawy jest przejście przez 4 pomieszczenia. Każde jest oczywiście gorsze od poprzedniego. Pokoje oprócz krwawych rekwizytów mają także przygotowane zdania dla śmiałków. Muszą oni, np. włożyć głowę do klatki z wężami, czy zażyć kąpieli w krwi. Po mimo największych chęci nikt nie dotarł do czwartego pokoju! Russ mówi, że zawsze musi zatrzymać każdy pokaz. Nie wytrzymują nawet żołnierze marines! Dla niektórych osób zatrzymuje się zabawę z powodów medycznych innym porostu psychika nie wytrzymuje. Russ przyznaje, że iluzja w obliczu niechybnej śmierci zawsze się sprawdza.
Recenzje uczestników są bardzo ciekawe:
"myślałam, że umieram,"
"złamałeś mnie,"
"nigdy tam nie wrócę",
"nie będę w stanie zasnąć ponownie, kiedykolwiek",
"pozostanę w szoku na zawsze",
"była to najgorsza rzecz jakiej kiedykolwiek doświadczyłam, odradzam!
Nawiedzony dwór McKamey jest jednym z siedmiu szalonych, najstraszniejszych i najbardziej ekstremalnych, nawiedzonych miejsc w Ameryce.
Każdy kraj, w którym żyją katolicy inaczej obchodzi święto zmarłych. U nas ten dzień celebruje się na cmentarzach wspominając tych, którzy odeszli. Zaduma, smutek czasem żal towarzyszą setką milionów Polaków w tym dniu. Jednak w innych zakątkach świata świętuje się go zabawą, a czasem nawet i ekscentrycznością. W Meksyku urządza się tzw. Festiwal Szkieletów. W 2011 roku 153 nagich wolontariuszy obleczonych w prześcieradła paradowało jako duchy na polach łąk!
Niezwykły Festiwal Szkieletów ( Festival de Calaca) odbywający się w San Miguel de Allende, w Meksyku został upamiętniony przez fotografa Spencera Tunicka. Projekt "duch" miał być hołdem dla wszystkich ludzi, którzy zginęli. Nie obyło się bez negatywnych opinii zniesmaczonych widzów, ale sami przyznajcie, że zdjęcia naprawdę są niesamowite.
Spencer Tunick podczas swojej 20-letniej kariery fotograficznej niejednokrotnie urządzał tak kontrowersyjne projekty. Dąży on w swojej pracy do stworzenia sceny, gdzie ludzie w swoim naturalnym wydaniu łączą się z krajobrazem.
Ostatnim takim show fotografa była akcja odbywająca się na stadionie w Wiedniu podczas finału Euro w 2008 roku. Wtedy fotografował 1800 nagich osób!
Na swojej stronie internetowej szczyci się tym, że przez swoje performance został aresztowany już pięć razy. Ostatni raz w 1999 roku na Times Square, na Manhattanie.
Naukowcy twierdzą, że odkryli najgłębiej żyjącą rybę jaką kiedykolwiek znaleziono - ducha Oceanu. Tajemnicza istota została sfilmowana przez głębinowy pojazd morski na rekordowej głębokości 26715 8143 stóp. Poprzedni rekord wynosił 25262 7700 stóp w Japońskim rowie.
Precedensowego odkrycia dokonała ekipa naukowa z Uniwersytetu Hawajskiego kierowanego przez Jeffa Drazena i Patty Fryer. Tajemnicze zwierze odnaleziono w najgłębszym na świecie miejscu, Rowie Mariańskim położonym w zachodniej części Oceanu Spokojnego.
Woda pokrywa ponad 70% powierzchni ziemi i nie ma drugiego tak tajemniczego miejsca na świecie jak Oceany. Wiedza na ich temat jest bardzo uboga, co jakiś czas odkrywane są nowe znaleziska i istoty wcześniej nie znane ludzkości. Upiorne ryby sfilmowane przez naukowców nie zostały jeszcze bliżej poznane na razie nazywa się je Duchem Oceanu. Miejmy nadzieję, że nauce uda się bliżej poznać ten nieziemski gatunek.
Mieszkańcy gminy Sagada mieszczącej się na Filipinach słynną z bardzo oryginalnego folkloru dotyczącego życia i śmierci. Na tamtejszych klifach wiesza się trumny ze zwłokami!
Sagada mieści się na zachodzie prowincji Lalawigang Bulubundukin, w środkowej części wyspy Luzon. Ma ona około 10 tys. mieszkańców i jest siedzibą dla centrum informacji turystycznej. Tereny te zamieszkuje plemię Igorot, które od 2 tys. lat kultywuje tradycję wieszania trumien w dolinie Echa. Jest to ich własny sposób wiecznej pamięci swoich członków. Cmentarzysko na skałach mieści się miedzy niebem, a ziemią. Zmarli w ten sposób dzięki wysokim skałą są bliżej Boga oraz są dobrze widoczni dla każdego współplemieńca. Ponoć wysokie umieszczenie trumny skraca także wędrówkę zmarłego do duchów przodków. Z bardziej ziemskich przyczyn skalne cmentarzysko istnieje, aby ciała nie zostały rozszarpane przez dzikie psy. Chowanie w ziemi nie jest dla nich także korzystne z tego względu, że przenika do niej woda, która przyspiesza procesy gnilne w organizmie. Tradycja ta ma także podłoże historyczne w dawniejszych latach Igoroci walczyli z innymi plemionami z różnych części Kalingi i wschodniej prowincji Bontoc. Ich wrogowie ucinali im głowy robiąc z nich trofea. Stąd też pomysł, aby martwych chować tam, gdzie trudno byłoby im się dostać.
Trumny przybija się, albo przywiązuje do skał. Mają one jedynie metr długości, a ciało jest złożone w pozycji embrionalnej. Igoroci wierzą, że człowiek powinien odejść w ten sam sposób co przyszedł na świat.
W pochówku biorą udział najsilniejsi i najsprawniejsi z plemienia mężczyźni, którzy potrafią wspiąć się na klif i odpowiednio wysoko umieścić tam trumnę. Po jej odpowiednim ułożeniu wkłada się ciało, niejednokrotnie wymaga to połamania kości zmarłego.
W kulturze ludu Sagady, gdy ktoś umiera zabija się kury i świnie. Dla osób starszych tradycja nakazuje, aby w tym czasie zabić trzy świnie i dwie kury. Gdy ktoś nie jest, aż tak majętny można tą liczbę zmniejszyć jednak numer zwierząt zawsze musi wynosić trzy lub pięć.
Ceremoniał przygotowania zwłok do pochówku odbywa się następująco. Najpierw ciało związuje się pnączami rattanu i winorośli po czym okrywa się je kocem. Następnie umieszcza się je na kilka dni na tzw. krześle śmierci zwrócone przodem do drzwi przed domem krewnego, aby oddać hołd. Wtedy każdy z wioski może pożegnać się ze zmarłym. Po kilku dniach ciało wędzi się przy ogniu, aby zatrzymać proces gnicia. Po całym rytuale zaczyna się procesja żałobna. Żałobnicy niosący ciało starają się pomazać krwią i innymi płynami wyciekającymi z ciała. W ich tradycji uważa się to za sukces i dobrą wróżbę na przyszłość. Ci którzy wymarzą się krwią mogą liczyć również na to, że umiejętności ze zmarłego przejdą na nich.
Po dotarciu do kresu podróży wiesza się trumnę i wkłada zwłoki. Dziś jednak mało kto decyduje się na łamanie kości w celu włożenia ich do małego truchła. Najnowsze trumny nie mają już metra, a dwa metry długości. Bardzo niewielu dzisiaj chce kultywować ten obyczaj.
Dziś starsi Sagady są jedynymi z ostatnich kultywatorów starożytnej tradycji. To nieprawda jak piszą na innych stronach, że tylko nieliczni mogą liczyć na taki pochówek ze względu prestiżu. Od tej tradycji już się odchodzi, zaczyna ona wymierać. Młodsze pokolenia przyjęły nowoczesny sposób życia. Większość z nich jest katolikami i chcą w chrześcijański sposób żegnać się ze zmarłymi. "Dzieci chcą pamiętać, dziadków, ale wolą, aby pochować ich rodziny na cmentarzu i odwiedzić ich groby na Wszystkich Świętych. Nie można wspinać się i odwiedzić wiszących trumien.To tradycja, która powoli zbliża się do końca, która wymiera" - starszy z plemienia Igorot.