poniedziałek, 29 marca 2010

Niezwykła siła mózgu

Nocą 10 maja 1951r. w Manili miejscowa policja dostała nietypowe wezwanie. Na środku ulicy pewna dziewczyna dostała ataku, jednak nie był on zwykły. Podobno była gryziona i drapana przez niewidzialną istotę. Policjant, który złapał ją w ramiona, aby uspokoić dziewczynę sam widział jak na jej ciele powstawały samoistne ugryzienia. Funkcjonariusze zabrali ją na posterunek i wsadzili do celi. Z zeznań dziewczyny wynikało, że zaatakowało ją coś co przypominało człowieka, miało wyłupiaste oczy i nosiło czarną pelerynę, a także unosiło się w powietrzu. Po przesłuchaniu zweryfikowano jej tożsamość, nazywała się Clarita Villaneuv i była bezdomna. Lekarz sądowy po jej obejrzeniu stwierdził, że miała ona atak epilepsji i ma zwidy. Gdy trafiła do celi po niespełna chwili zaczęła krzyczeć, policjant wyprowadził Clarite i zauważył, że ma nowe ślady tym razem na ramionach i barkach, a przecież niemożliwym jest, aby sama się tam ugryzła.
Następnego dnia, gdy prowadzono ją do sądu to na oczach policjantów i dziennikarzy dziwny atak znowu się powtórzył. Tym razem ślady miała na ramionach, szyi i dłoniach. Zdarzenie to trwało z dobre pięć minut, aż dziewczyna zemdlała. Lekarz sądowy, który wcześniej badał ją zmienił swoje orzeczenie – nie miała wcale ataku epilepsji, a ugryzienia były prawdziwe i nie zrobione przez nią samą. W czasie drogi do szpitala Clarita zaczęła ponownie krzyczeć, mówiła, że to coś znowu ją ściga lecz tym razem ma towarzysza – długą istotę o oczach robaka. W obecności lekarza sądowego pojawiły się kolejne ślady, nawet w miejscu, w którym ją trzymał. Na ranach od pogryzień było coś w rodzaju śliny.
Przypadek ten nie jest precedensem w świecie medycyny bowiem podobne przypadki zdarzały się już. Jednym z bardziej znanych jest historia Chris Sizemore, która będąc dzieckiem doznała silnego szoku na skutek zapalenia się na jej ciele ubrania. To zdarzenie wyryło w jej psychice tak silny uraz, że w wieku pięćdziesięciu lat doznała ataku. Na jej ciele pojawiły się ślady poparzeń, a stara blizna zaczęła krwawić. Dawne poparzone ramię stało się tak gorące, że przyłożony do niego mokry ręcznik parował.
Inną historią jest zdarzenie pewnego oficera armii brytyjskiej, który przebywał w Indiach w szpitalu z powodu drobnego zakażenia. Pewnej nocy pielęgniarki zauważyły, że zaczął się miotać próbując wyrwać się jakby z niewidzialnych więzów. Lekarz, który przybył go zbadać dostrzegł na jego ciele pręgi po sznurach, a po krótkiej chwili zaczęła z nich wypływać krew.
Niektórzy z naukowców twierdzą, że siła naszej wyobraźni, woli, naszego umysłu może być aż tak silna, że potrafi oddziaływać na ciało, gdyż niektóre z tych historii są właśnie skutkiem przeżyć urojonych. Jak z tego wynika możliwym jest, że nasz umysł jest zdolny do rzeczy, których nauka jeszcze nie jest w stanie wyjaśnić, a nawet pojąć.

poniedziałek, 22 marca 2010

Praląd i pływające kontynenty

Głównymi zapytaniami w historii naszej planety to w jaki sposób ludzie dostali się na półkulę zachodnią i jak powstał kontynent amerykański. Odpowiedzią na te dwa nurtujące pytania może być teoria o pływających kontynentach. W 1912r. ogłosił ją profesor Wegner, który twierdził, że lądy bardzo dawno temu stanowiły jedną wielką wyspę, która po jakimś czasie uległa fragmentaryzacji. Fragmenty, które zostały po niej zbudowane były z sialu czyli zewnętrznej warstwy skorupy ziemskiej, bardzo lekkiej. Pływały one na trochę cięższym podłożu simie, które głównie składało się z bazaltu. Teoria ta o tyle jest prawdopodobna o ile patrzy się na kontury kontynentów z perspektywy spłaszczonej kuli ziemskiej. Zauważymy wówczas, że niektóre z nich mogłyby utworzyć jeden większy kawałek, przykładem tego jest brazylijski garb, który mógłby połączyć się z Zatoką Genewską jednak nie można tak zrobić w przypadku Ameryki Północnej i Europy. Wegner uważał, że jest to przyczyna tego, iż praląd pękł w podobny sposób jak pole lodowe, a dryfujące kry wirowały i zmieniały swoją pozycję. Więc problemy z dopasowaniem, np. Półwyspu Iberyjskiego z Nową Fundlandią są przez to, że lądy te podczas dryfu zmieniały swoje położenie. Teoria ta wyjaśnia także przypadki Archipelagu Arktycznego i Afryki oraz Grenlandii i Spitsbergenu. Jak połączymy Madagaskar z Afryką i przyjmiemy, że Australia została odwrócona podczas dryfu to bez trudu będziemy mogli złączyć Wielką Zatoką Australijską z linią brzegową Afryki Południowej.
Po dopasowaniu Indii, Indonezji i malutkich wysepek i wysp wschodniej półkuli to zostanie nam jedna luka mianowicie chodzi o miejsce w Oceanie Indyjskim. Jednak jeśli byśmy przerzucili Antarktydę w to miejsce to mamy całą układankę czyli nasz słynny praląd.
Teoria ta może trochę nienaukowa to bardzo prawdopodobna. Potwierdzeniem jej są wyniki najnowszych badań nad magnetyzmem skał. Co zwiększyło ilość jej zwolenników.

niedziela, 21 marca 2010

Yage - telepatyczna roślina

W dżungli nad Amazonką rośnie sobie niezwykła roślina zwana El Yage – una Planta Misteriosa, która potrafi piąć się nawet do 3 metrów wysokości i zawiera prawdopodobnie środek psychodeliczny. Po jego spożyciu osoba może mieć urojenia, np. wyobrażać sobie, że była w miejscach jej całkowicie obcych lub widzieć to czego jeszcze nigdy nie widziała. Ludzi, którzy jej używają lub używali można podzielić na trzy kategorie: czarownicy, naukowcy (farmakolodzy, botanicy, chemicy) oraz specjaliści wojskowi, np. z ZSRR.
Podejrzewa się, że yage może sięgnąć do tak głębokich obszarów naszej podświadomości umożliwiając tym umysłowi wejście w obszary wolne od ograniczeń czasoprzestrzennych. Nie bez znaczenia jest to, że jeden z alkaloidów otrzymany z yage nazywa się „telepatyna” , a hiszpańscy naukowcy zmielili nazwę rośliny na „telepatina”.
Roślina ta tak jak jej pokrewne, np. pnącze zmarłych po dziś dzień są używane przez plemiona z dorzeczy górnej Amazonki i Orinoko. Używają go między innymi do przyrządzania tzw. rytualnego napoju w zależności od pożądanego przez nich skutku, może on być leczniczy, narkotyczny lub trujący. Napój ten posiada odcień niebieski lub zielony dochodzący nawet do fluoryzującej intensywności. Po yage można widzieć różne rzeczy, np. jeden z członków plemienia, który nigdy nie był poza swoją wioską opisał ze szczegółami naukowcom defiladę wojskową, mówił o mundurach i koniach, które nie są znane w tym dorzeczu Amazonki oraz o orderach na mundurach oficerów. W 1851r. Richardd Spruce podał opis yage z listą jej zastosowań. Natrafił na stosowanie jej przez Indian Tukanoan, którzy w ten sposób przewidywali przyszłość lub wróżyli. Roślina pod tym względem jest niezwykła, gdyż nie wywołuje zwykłych wizji jak, np. anielski pył tylko takie, które zawierają obrazy prawdziwe tego co wydarzyło się gdzieś indziej. Wskazuje to na to, że któraś z jej substancji zmusza jakby umysł do zajmowania się sprawami przyszłości. Śmiesznym jest fakt, że nie wykształcone plemiona posiadają wiedzę, której nie potrafią zdobyć naukowcy czy lekarze. Jednak ważnym jest fakt, że ich czarownicy lub znachorzy znali i wykorzystywali psychologię i psychiatrię zanim jeszcze człowiek cywilizowany dokonał ich odkryć. Yage potrafi wzmocnić możliwości naszego umysłu na wrażliwość i doznania. Być może jest ona kluczem do jeszcze niezbadanych i niepoznanych dokładnie zdolności parapsychicznych.

Mumia z Wyoming

Najbardziej sławną mumią na świecie jest mumia z Wyoming, która mierzy niespełna 35 cm wzrostu. Naukowcy z różnych krajów głowią się nad nią, gdyż nie przypomina ona niczego co widziano do tej pory. Być może jest to jeden z takich gatunków malutkich ludzi jak np. ci którzy tworzyli miniaturowe tunele w Sacsahuaman.
Odkryto ją październikiem 1932r. podczas poszukiwań złota u podnóża góry Pedro, gdzie wysadzono jedną ze ścian wąwozu odsłaniając tajemniczą jaskinię. Jaskinia miała 1,2 m wysokości i szerokości, a jej długość mierzy się na około 4,5 m. W jej wnętrzu znaleziono małą mumię miniaturowych kształtów, której pozycja przypominała człowieka siedzącego w kucki na kamiennym podwyższeniu, ręce złożone były na kolanach. Jej skóra była bardzo pomarszczona i brązowa przypominała trochę pyszczek małpy. Jedną z powiek miała opadniętą całkowicie na oko, odnosi się przez to wrażenie jakby mumia do nas mrugała. Naukowcy na początku odnieśli się do niej z wielkim sceptycyzmem, gdyż uważali ją za falsyfikat, jednak przeprowadzone badania rentgenowskie udowodniły, że był to niegdyś żywy organizm. Istotka ta miała wysokość 35 cm wzrostu i ważyła 34 dkg. Tak właściwie nie da się określić czym ona właściwie jest lecz bez wątpienia można zaliczyć ją jako najmniejszą z odkrytych istot ludzkich jakie chodziły po tym świecie. Wielu z nas po obejrzeniu mumii może stwierdzić, że jest to mumia dziecka jednak antropolodzy twierdzą, że osiągnęła ona swój pełny wzrost przed śmiercią. Biolodzy badający mumię są zgodni, że człowiek ten miał około 60 lat. Niestety nie da się określić z jakiej epoki ona pochodzi. Zbadano również jaskinię, ale nie znaleziono w niej jakichkolwiek śladów obecności człowieka. Tajemnica mumii z Wyoming nie została jeszcze wyjaśniona i nie wiadomo czy kiedykolwiek uda nam się rozwikłać tą zagadkę.

Najmniejsi ludzie świata

Krążą opowieści o maleńkich istotach, które podobno żyły lub żyją nadal. Dowodem na to mogą być, np. budowle i przedmioty z całego świata, które zdają się być wykonane właśnie przez takie istoty.
Naukowcy już spory czas pracują nad rozwiązaniem zagadki wąskich tuneli, schodów i labiryntów, które znajdują się w ruinach z czasów przed istnieniem Inków w Sacsahuaman w Ameryce Południowej. Tunele są tak wąskie, że nawet małe dzieci mogłyby mieć problemy przemieszczając się po nich. Jednakże są tam ślady i to dość intensywnego ich użytkowania, gdyż twarde kamienie tworzące posadzkę są mocno starte. Niestety jest już trochę za późno na jakiekolwiek badania wyjaśniające kim były osoby tworzące miniaturowe rzeczy, skąd przybyły i co z nimi się stało. Jedynie co pozostało po nich to miniaturowe zabytki takie jak : kilometry wąskich tuneli, malutkie odbite stópki, dzieła sztuki, np. małe ozdoby z kości słoniowej czy groty do strzał o długości 2,5 cm.
Niektórzy naukowcy twierdzą, że być może Buszmeni z Afryki są przedstawicielami tej legendarnej rasy, gdyż mają oni zaledwie po 120 cm wzrostu czy Aborygeni z Australii mający mniej niż 150 cm.
Jednak istnieją tacy ludzie co są naprawdę mali jest ich około kilku tysięcy na świecie, należą do nich : karły i liliputy. Karły posiadają normalne wymiary prócz kończyn, które są malutkie. Liliputy za to są proporcjonalnie zbudowane lecz dużo mniejsze od zwykłych ludzi. Niektórzy z nich zdołali wpisać się nawet do kart historii m.in. byli to : Grzegorz z Tours, Pepin Mały, Karol III czy historyk Procopius.
W 1742r. w Londynie doszło do niezwykłego ślubu, gdyż oboje ze współmałżonków miało po 76 cm wzrostu. Udało im się spłodzić potomstwo normalnego wzrostu powiększając tym rodzinę do 16 osób. Najsłynniejszym z amerykańskich liliputów był Charles Stratton z Bridgeport w stanie Connecticut, który mierzył 53 cm wzrostu i przestał rosnąć mając 5 miesięcy. Zarabiał na publicznych występach pod pseudonimem Tomcio Paluch zarabiając na tym ogromną fortunę. Prawdopodobnie najmniejszą osobą występującą publicznie w U.S.A była dziewczyna z pochodzenia meksykanka. Mierzyła ona 45 cm wzrostu, a jej waga dochodziła do 6 kg. Przekroczyła nielegalnie granicę U.S.A. w torbie.

Tajemnicze zaćmienia dnia

W historii występuje pełno przypadków, gdy w środku dnia nastaje ciemność. Naukowcy tłumaczą to tym, że przestrzeń kosmiczna nie jest pusta. Gdy przemierzamy kosmos do naszej atmosfery każdego dnia przenikają miliardy drobnych cząstek ponieważ podobno istnieje wiele pyłów i gazów tak gęstych, że nieprzezroczystych. Jeżeli tak jest to nie wykluczone, że nasza Ziemia natyka się na nie co jakiś czas w konsekwencji czego występują potem różnorakiego rodzaju następstwa.
Nawet cienka warstwa pyłu kosmicznego zasłaniając słońce może spowodować zanik światła w ciągu dnia, udokumentowane są takie przypadki. 26 kwietnia 1884r. w miasteczku Preston w Anglii doszło do zaciemnienia dnia, które zniknęło tak nagle jak się pojawiło. Zjawiska tego nigdy nie wyjaśniono. 2 kwietnia 1899r. w Aitkin w stanie Minnesota również zapadły ciemności lecz w tym wypadku z nieba sypał się piasek. Tego niestety również także nie udało się wyjaśnić.
19 sierpnia 1763r. Londyn nagle został spowity nocą, ciemność była tak gęsta, że nie przepuszczała blasku świec ani świateł latarni. Naukowcy wyjaśniają, że to nie było zaćmienie. Zdarzenia te różnie są tłumaczone, np. dziwnymi kształtami chmur, dymem z pożarów lasów lub obłokami pyłu z dalekich pustyń. Jednak dla tych zdarzeń uzasadnienia te są mało wiarygodne i raczej bez sensowne.
24 września 1950r. na znacznym obszarze Stanów Zjednoczonych pojawiło się błękitne słońce natomiast 26 września słońce takie zaświeciło w Szkocji i Anglii. W Dani słońce błękitniało tylko przez dwie godziny, ale wystarczyło to, aby zasiać panikę wśród ludzi, którzy wypłacali swoje wszystkie oszczędności z banków.
Amerykanie w swoich wyjaśnieniach podali, ze było to spowodowane dymem pożarów z dalekich lasów Kanady. Dym ten miał wznieść się na dużą wysokość działając jak gęsty filtr zmieniający barwę słońca. Niestety wyjaśnienie te zawierało pewną nieścisłość, gdyż wedle niego dym wiał jednocześnie z dwóch przeciwnych kierunków wschodnim i zachodnim więc musiałby to być bardzo dziwny wiatr.

Ciekawostka Wyspy Wielkanocnej

Wyspa Wielkanocna została odkryta w 1722r. przez J. Roggeveena. Położona jest w południowo - wschodniej części Oceanu Atlantyckiego. Zamieszkiwało ją wtedy ok. 40 tys. osób. Badania wykazują, że społeczeństwo było zhierarchizowane i podobne pod wieloma względami do innych polinezyjskich plemion co tłumaczyć mogą znajdujące się na wyspie wielkie posągi i megalityczne budowle. Przypuszcza się, że żyły tu niegdyś dwie rasy – „krótkousi”, którzy przybyli z zachodu i „długousi” ze wschodu. „Długousi” traktowali „krótkousów” jak niewolników lub poddanych przez co dochodziło do buntów i walk przez, które wiele z kamiennych posągów zostało zniszczonych.
Znajdujące się na wyspie Wielkanocnej rzeźby powiązuje się często z trzema okresami historycznymi.
Pierwszy wiąże się z rokiem 300 n.e. gdzie powstaje w tedy wiele z mniejszych i większych posągów oraz obserwatorium ruchów Słońca wykonane z kamienia. Budowle jak i czas ich powstania są podobne do budowli w Tiahuanaco. Drugi okres to rok 1100 n.e. powstają w tedy posągi ze stylizowanymi twarzami i długimi uszami, które stawiano na obszernych platformach. Budowle w tym okresie budowano większe niż w poprzednim, a na ich głowach tworzono czerwone kamienne, czerwone kapelusze. Legendy jak i teorie naukowców mówią, że posągi te przedstawiają wizerunki wodzów lub innych ważnych osobistości, które po śmierci uznawano za bogów i objęto ich kultem. Trzeci okres związany jest z kultem ptaków.
Częściowo udało się nam więc poznać historię Wyspy Wielkanocnej. „Wczesny okres historii trwał od jej zasiedlenia do roku 1100”. W kolejnym okresie następował rozkwit kultu przodków, zakłada się że wykuto w tedy ponad tysiąc posągów, z których przetrwało 600. Kres tej kultury przypieczętowała wojna domowa w 1680r. która przerwała zakończenie prac nad posągi na zawsze.

piątek, 19 marca 2010

Stonehenge - zagadka kręgu

W hrabstwie Salisbury w pobliżu Londynu znajduje się sławny krąg Stonehenge, który jest najstarszym zabytkiem jaki posiadają wyspy Brytyjskie. Badania dowodzą niezbicie, że pierwsze kulty Słońca wywodzą się z 2200r. p.n.e. Zbudowano w tych czasach wielki krąg o średnicy prawie stu metrów, otoczony fosą i wałem ziem z wejściem od północno - wschodniej strony, gdzie stała drewniana brama, otoczona dwoma ogromnymi kamieniami. Wewnątrz wykopano 56 dołów po metr głębokości każdy. Przeznaczenia ich nie znamy lecz przypuszcza się, że służyły one po to, by wrzucać do nich popioły z ciał skremowanych kapłanów lub wodzów.
Około 1600 roku p.n.e. rozpoczęto drugą fazę budowy. Zbudowano wtedy drogę, która łączyła krąg z przepływającą w pobliżu rzeką, postawiono również pierwsze kamienie tworzące krąg wewnętrzny, do którego wejście umieszczono od strony wschodniej, aby promienie wschodzącego Słońca trafiały do jego środka. Miało tak dziać się kiedy wystąpi najdłuższy dzień w roku, Słońce wschodzi wtedy najwcześniej.
W latach pięćdziesiątych znaleziono na niektórych kamieniach pozostałości po rzeźbach wyrytych niegdyś na nich, były to głównie wizerunki przedmiotów, np. brązowe wojenne topory – posługiwano się takimi na Wyspach Brytyjskich w epoce brązu ok. 1600 lat p.n.e. Na innych zaś były brązowe sztylety, które występowały w starożytnej Grecji, oprócz tego odkrycia zostały tam odnalezione, np. perły które pochodzą z nad Morza Śródziemnego.
Naukowcy przypuszczają, że obiekt ten był niegdyś świątynią, w której prawdopodobnie wyznawano kult Słońca czego dowodem może być wejście zwrócone, akurat w kierunku wschodnim. Popularną teorią było przypuszczenie, że miejsce to należało do druidów. Jednak z pamiętników Juliusza Cezara dowiadujemy się, że przybyli oni do Brytanii i Galii dopiero w dwóch ostatnich wiekach p.n.e.
Na podstawie badań znanego astronoma G. Hawkinsa można zauważyć istniejący związek między kręgiem w Stonehenge, a ważniejszymi zdarzeniami astronomicznymi i być może krąg ten był obserwatorium astronomicznym. Hawkins utrzymuje, że ci co zbudowali krąg wyliczyli długość doby księżycowej, obieg Księżyca dookoła Ziemi oraz zaćmienia Słońca i Księżyca – czyli te ze zjawisk, które w dalekiej przeszłości były uznawane za niewytłumaczalne.

czwartek, 18 marca 2010

Kosmos - zagrożenie dla zdrowia ludzkiego?

Końcem 1958r. w programach telewizyjnych cytowano meteorologów z ameryki, którzy odkryli w swoich badaniach, że na pogodę naszej planety oddziałuje pył kosmiczny.
Wiadomym jest powszechnie, że aby doszło do opadów deszczu i śniegu potrzebne są maleńkie cząsteczki wokół których mogłyby się formować kropelki wilgoci aby potem spaść w postaci gotowego śniegu lub deszczu. Każdego dnia miliardy drobnych cząsteczek przedostają się do atmosfery, gdy nasza planeta przechodzi przez obłok czy warstwę pyłu kosmicznego. Wtedy występują najlepsze warunki do opadów deszczu pod warunkiem, że wilgoć w powietrzu jest obecna. Astronomowie stwierdzili, że warkocze komet są „rozrzedzonymi ciałami pyłowo-gazowymi” które składają się z tak drobnych cząstek, że nawet najmniejsze ciśnienie światła może wywołać ugięcie się warkocza. Co jakiś czas Ziemia przechodzi przez właśnie takie skupiska niekiedy z bardzo nieprzyjemnymi skutkami.
Już w starożytności zaobserwowano związek między kometami, a zarazami. Biblia opowiada historię króla Dawida, gdy ten ukrywał się w Ornam, w tedy bowiem ujrzał kometę z wielkim warkoczem, następnie po tym wydarzeniu wybuchła epidemia zabijająca ok. 70tys. ludzi. W 1665r. pojawiła się kometa z niezwykle okazałym ogonem po, której nastała tragiczna w skutkach Czarna Zaraza i zabrała ze sobą miliony ludzi pustosząc kontynenty. Odkryto, że w pyle kosmicznym występują różnorakie drobnoustroje i wirusy, które mogą przetrwać zmrożenie bez żadnej szkody dla siebie. Można wnioskować więc, że jeżeli ten pył wpływa na pogodę to może także być przyczyną epidemii tak jak utrzymywali przed nami starożytni. Ponieważ odporność ras ludzkich różni się od siebie to epidemie nie wszędzie mają takie same skutki.
Przeprowadzona analiza spektroskopowa warkoczy komet odkryła, że zawierają one spore ilości gazów, a niektóre z nich są śmiertelne dla ludzi. Czy istnieje realne zagrożenie kolejnej epidemii? Możemy jedynie czekać na to co przyniesie ze sobą przyszłość.

Pszczoły z legendy

W Nowej Anglii w niektórych jeszcze miejscach kultywuje się stary i niezwykły obyczaj, polega on na tym, że jeżeli ktoś umrze trzeba o tym powiedzieć pszczołom, a ich roje okryć czarnym płótnem, w przeciwnym wypadku jeśli się tak nie zrobi to odlecą one i nigdy nie wrócą.Charles D. Hitt był podstarzałym farmerem mieszkającym w Missouri, specjalizował się w uprawie arbuzów i kantalup. Zainwestował w kupno pszczół, gdy dowiedział się, że pomagają one w uprawie arbuzów. Po jakimś czasie bardzo się z nimi związał z wzajemnością. Tylko on mógł do nich podchodzić, zajmować się nimi, pracować z nimi nigdy nie będąc przy tym ukąszonym. Reszta z domowników musiała trzymać się od pasiek z daleka, gdyż pszczoły były bardzo agresywne względem obcych. Pewnego feralnego dnia Hitt nagle zmarł na atak serca, jego ciało przeniesiono do kaplicy znajdującej się 10 km od farmy. W dzień pogrzebu wszyscy znajomi i przyjaciele przyszli do domu zmarłego by złożyć kondolencje członkom rodziny. Gdy rozmowa weszła na temat śmierci Hitta nagle usłyszano brzęczenie pszczół, a był to przecież środek zimy, więc to raczej nie powinno mieć miejsca. Nadszedł w końcu czas pójścia do kościoła i pożegnania się z farmerem. W drodze do kaplicy za członkami pogrzebu podążały pszczoły. Niektóre z nich usiadły delikatnie na rękach lub twarzach gości. Gdy wszyscy udali się na cmentarz w wiązkach kwiatów złożonych na mogile można było ujrzeć rój pszczół, które czarną gęstą chmurą przyleciały z nad farmy, nikogo przy tym nie żądląc. Córka zmarłego ujrzawszy to przypomniała sobie zdanie, które rano wypowiedziała do matki „Czy pszczoły taty wyroją się dzisiaj, jak to jest powiedziane w starej angielskiej legendzie?”. Matka zaprzeczyła córce, gdyż była przecież zima. Natomiast pszczoły już nigdy nie wróciły na farmę.

środa, 17 marca 2010

Wieloryb, który połknął człowieka

Do jednej z niezwykle intrygujących historii należy wypadek pewnego człowieka, który został połknięty przez wieloryba i przeżył. Archiwa Administracji Brytyjskiej dostarczają niezbitych dowodów prawdziwości tego zdarzenia.
W lutym 1891r. James Bartley brytyjski marynarz wyruszył na pokładzie wielorybnika „Gwiazda Wschodu” na wschód od Wysp Falklandzkich na południowym Atlantyku. Podczas polowania na kaszalota doszło do wypadku. Śmiertelnie zraniony harpunem wieloryb, w ostatnich chwilach swojego życia zanurzył się pod wodą. Żaden z wielorybników nie wiedział, w którym miejscu wynurzy się zwierze przez co doszło do katastrofy, gdyż kaszalot wychodząc na powierzchnię wody rozłupał łódź na pół po czym w agonii zatopił się w głębinach oceanu. Po wyłowieniu załogi wielorybników, która brała udział w tej ryzykownej akcji zauważono, że brakuje dwóch ludzi m.in. Jamesa Bartley’a.
Jeszcze tego samego feralnego dnia ciało martwego wieloryba wypłynęło na powierzchnię. Załoga, która go odnalazła przymocowała go liną do statku. Ćwiartując zwierzę wycięto wątrobę i żołądek, w którego środku coś się ruszało. Kapitan statku wezwał lekarza okrętowego by zajął się tym. Po przeprowadzeniu cięcia na tajemniczym kawałku ciała ku zdziwieniu wszystkich pojawiła się stopa ludzka, a potem całe ciało, następnie wyciągnięto jednego z zaginionych marynarzy, którym był James Bartley. Po tym szoku dochodził prawie miesiąc do siebie i w tedy dopiero mógł opowiedzieć co mu się przytrafiło. Pamiętał jak był pochłaniany przez paszczę wieloryba, jak czuł ból gdy przemieszczał się przez jamę gębową, na końcu czuł jak ześlizgiwał się w dół przełykiem. Spędził w jego żołądku ponad 15 godzin co przyczyniło się do utraty jego wszystkich włosów, jego skóra zbielała i pozostał prawie ślepy do końca swojego życia, które spędził potem jako łatacz starego obuwia. Po jego śmierci wypisano na jego nagrobku napis: „ James Bartley, 1870- 1909…współczesny Jonasz”.

Morderstwo - hipnozą

Historia ta polega na jednym głównym pytaniu – czy człowiek jest w stanie zawładnąć umysłem innego człowieka i sprawić poprzez hipnozę, że dopuści się zbrodni? Większość świata naukowego obstaje przy tym, że dopuszczenie się takiego czynu raczej jest nierealne, lecz sąd badający tę sprawę orzekł, że zbrodni dokonano „ przy pomocy hipnozy ”.
Palle Hardrupp będący po trzydziestce, w całym swoim życiu nie popełnił żadnego wykroczenia. 29 marca został on zmuszony przez hipnotyzera, aby wziął rewolwer i napadł na bank. Jego umysł w owej chwili toczył nieudolną walkę z wolą innego człowieka. Po wejściu do banku zastrzelił kasjera zeznając w sądzie, że nic z tego co się tam wydarzyło nie pamięta. Po czym następnie zastrzelił dyrektora banku, który ośmielił mu się stanąć na drodze. Wziąwszy pieniądze wyszedł z banku.
Gdy Palle Hardrupp został oskarżony o podwójne morderstwo próbował się wybronić za pomocą własnej wersji. Opowiedział ławnikom jak odwiedził Bjorna Nielsena i poddał się hipnozie. Nielsen przez trzy miesiące, po trzy razy w tygodniu wmawiał mu, że musi napaść na bank mimo tego, że nie chciał tego robić. Nakazał także strzelić do kasjera, gdy ten odmówił wypłacenia pieniędzy. Nielsen natomiast bronił się tym, że jego osoby nie było na miejscu ani w pobliżu miejsca zbrodni lecz sąd postanowił postawić go w stan oskarżenia za planowanie napadu i nakłanianie do zabójstwa. Było to oskarżenie bez precedensowe. Aby udowodnić winę hipnotyzerowi prokurator musiał udowodnić, że ten umyślnie zmusił Hardruppa do popełnienia zbrodni, sprzecznej z jego wolą oraz to, że wielokrotnie go hipnotyzował, aby stopniowo przygotowywać jego umysł do poleceń. Było to trudne z tego względu, iż istnieje powszechna opinia, że hipnozą nie można posłużyć się w celu zmuszenia lub nakłonienia kogoś do popełnienia czynu, którego by z własnej woli nie popełnił, gdyby nie był pod wpływem hipnozy.
Rozprawa sądowa była pod wieloma względami sensacją. Hardrupp został jak powszechnie przypuszczano winnym popełnienia dwóch morderstw i obrabowania banku. Skazano go na pobyt w zakładzie dla obłąkanych z szansą zwolnienia po dwóch latach, jeśli wykaże oznaki poprawy stanu psychicznego.
Jednakże trzeba było jeszcze doprowadzić do skazania Nielsena, a do tego były potrzebne opinie biegłych i przekonujące dowody. Podczas badań psychiatrycznych hipnotyzer przyznał, że czuje moralną odpowiedzialność za popełnione morderstwa i że wymyślił oraz wprowadził plan w życie, aby sprawdzić swoje hipnotyzerskie zdolności. Dostał więc wyrok dożywotniego więzienia za zbrodnię bez precedensu - za popełnienie morderstwa z pomocą hipnozy.

Strefa ciszy

Powszechnie wiadomo, że Meksyk jest krajem pełnym tajemnic i niezwykłych zjawisk, jednym z nich jest tzw. „Strefa ciszy”. Jej nazwa wywodzi się od tego, że w tym rejonie zaobserwowany jest zanik transmisji radiowych.„Strefa ciszy” otoczona jest przez: Durango, Chinauhna i Coahuila. Położona jest na południe od miasta Jimenez. Rozciąga się ok. 300 km na południowy – wschód i 22 km na północ od miasta Chinauhna.
Oprócz fenomenu ciszy radiowej można tam także spotkać inne tajemnicze zjawiska, które zaciekawiły opinię publiczną i naukowców całego świata. Wszystko zaczęło się w roku 1970, gdy w lipcu w bazie nuklearnej w stanie Utah wystrzelono rakietę „Atenę” z głowicą nuklearną. W godzinę po wystrzeleniu miała dotrzeć na teren White Sands w Nowym Meksyku lecz nie dotarła tam. Po przeprowadzonych poszukiwaniach znaleziono ją wewnątrz krateru w mieście Ceballos, w stanie Durango. Nie rozwiązano jednak głównej zagadki mianowicie dlaczego rakieta zboczyła z kursu i dlaczego poleciała dokładnie do „Strefy ciszy”.
Siedem lat wcześniej wysłano do tej strefy ekspedycję badawczą, która zainteresowała się zanikiem fal radiowych. Sądzili, że jest to spowodowane „koncentracją magnetycznego żelaza pod ziemią, które wytwarza coś podobnego do wiru magnetycznego”. Hipotezy tej nie dało się potwierdzić. Jednak odkryto, że fauna i flora jest różna od swoich odpowiedników z sąsiednich terenów czego też nie da się wyjaśnić. Zaobserwowano także, że żółwie z tego rejonu mają na skorupie kształt trójkąta w przeciwieństwie do normalnego wzoru. Krocionogi spotykane tam mają zabarwienie purpurowe czyli różnią się od normalnych okazów. W tym miejscu występują także kawałki czarnych skał z niezwykłą błyszczącą teksturą, nazywają się guijolas. Badania nad nimi wykazały, że guijolas zawierają w sobie wiele metalicznych minerałów, a co najbardziej zaskakuje podaje się, że pochodzą z kosmosu. „Nie było na nich pyłu, nie były zakopane lub osadzone w gruncie, po prostu leżały na ziemi”.
Ustalono też, że owa Strefa jest czymś w rodzaju otwartych drzwi do przestrzeni kosmicznej. Tereny te są bombardowane wręcz przez meteoryty, których jest tam pełno. Jeden z nich spadł w 1969r. na miasto Allende. Badania przeprowadzone nad nim ustaliły, że materia, z której składał się była najstarszą jaką znaleziono lub, o których wiedziano we Wszechświecie. Innym intrygującym zjawiskiem są oślepiające światła latające nocą nad „Strefą ciszy”. Przypominają one silne światła samochodu, które bardzo szybko się podnoszą i równie szybko opadają, a później poruszają się poziomo nad ziemią. Okoliczni mieszkańcy mówią, że światła należą do starego dyliżansu zwanego Band Wagon. Według legendy wraca on z zaświatów, aby nawiedzać okolice, przez które jeździł. Teoria naukowa natomiast twierdzi, że światła są skutkiem tego, iż miliony lat temu obszar ten był oceanem, a następnie jeziorem (Jeziorem Myran). Skutkiem czego istnieje możliwość występowania dużych koncentracji siarki i fosforu, które z natężeniem pola magnetycznego mogą tworzyć opisywane wcześniej światła.

Dr W. Richard Downs z NASA twierdzi, że wszystkie te zagadki powodowane są przez elektroniczne i magnetyczne wiry powstające na skutek obrotu Ziemi. Istnieją tacy co wierzą iż rejon ten jest portem pozaziemskich statków kosmicznych. Jednak są to tylko hipotezy, z których żadna nie została udowodniona jak do tej pory „Strefa ciszy” nadal jest zagadką naszej planety.

Zagadka śmierci Napoleona Bonaparte

Śmierć Napoleona Bonaparte do dziś wywołuje duże spory między historykami, gdyż jest pełno niedomówień w tym temacie.
W miasteczku Baleycourt we Francji w jednej z kronik miejskich być może tkwi klucz do rozwiązania tej zagadki. Mianowicie na jednej ze stron znajduje się adnotacja „ Urodzony w tym mieście Francois Eugene Robeaud w 1771 roku… zmarł na Wyspie Świętej Heleny…” Data ta została jakby zamazana - niewykluczone, że celowo gdyż człowiek ten zmarł na owej wyspie 1 maja 1821r. uchodząc za Napoleona, do którego był bardzo podobny.
Bonaparte miał, aż czterech własnych sobowtórów. Jeden z nich został otruty przed bitwą Waterloo, drugi został kaleką spadając z konia, trzeci zginął od kuli, przeżył tylko czwarty - Robeaud.
Napoleona zesłano na Świętą Helenę. Anglicy i Francuzi byli zgodni, że jest to najlepsze miejsce uwięzienia, gdyż nie tak łatwo z niego uciec tak jak zdarzyło się to na Elbie. Francuzi objęli strażą wyspę, a Anglicy wody wokół niej.

W 1818r. generał Gourgard zrezygnował z dowództwa na wyspie i został zastąpiony przez Bertranda. Wrócił do swojego kraju po to, aby spędzić tam emeryturę. Dwa miesiące po tym do Bertranda przyjechał jakiś nieznany jegomość szukając ostatniego żyjącego sobowtóra Napoleona. W miesiąc po tym wydarzeniu sobowtór i jego siostra zniknęli. Siostrę potem widziano w Tours, gdzie żyła w dostatku. Twierdziła, że rachunki płaci za nią jej znajomy i robi to z czystej i szczerej dobroci serca. O bracie powiedziała tyle, że wyruszył na morze, ale nie powiedział gdzie i kiedy wróci.
By uciec ze Świętej Heleny Bonaparte potrzebował : sobowtóra, statku, przyjaciół i pieniędzy. Po zniknięciu Robeauda miał już wszystko.

W miesiąc po zniknięciu sobowtóra żona generała Gourgarda napisała do swojej przyjaciółki „ Odnieśliśmy sukces. Napoleon opuścił wyspę! ”. W ostatnich dniach tego roku do Werony przybył nie jaki Revard po to by otworzyć własny interes mianowicie zakład jubilerski. Znalazł sobie wspólnika, który żartobliwie zwracał się do niego „ Wasza Cesarska Mość ”, gdyż Revard był niezwykle podobny do Napoleona. W sierpniu 1823r. Revard otrzymał list, po jego przeczytaniu wydawał się być bardzo wzburzony. Polecił swojemu wspólnikowi, aby wręczył królowej list na wypadek, gdyby nie wrócił w ciągu trzech miesięcy. Dwanaście dni później 4 września 1823 r. w pałacu w Austrii wybuchła panika, gdyż syn Napoleona ciężko zachorował – miał szkarlatynę. Strażnik, który pełnił owej nocy wartę ujrzał jakąś postać, która próbowała przedostać się do zamku. Strzelił do niej po czym intruz padł martwy na ziemię. Dowódca straży po spojrzeniu na zwłoki wezwał natychmiast pułkownika. Sprawa doszła do ambasady francuskiej, ale żona Napoleona zażądała, aby tajemniczego intruza pochowano w jej rodzinnym grobowcu, tak też się stało.

Revard nigdy nie wrócił do Werony, a jego wspólnik doręczył list królowej. Wypłacono mu hojną sumę za przysługę i milczenie.

W 1821r. na Świętej Helenie umarł na raka żołądka człowiek uważany za Napoleona. Nie mówił on, ani nie pisał jak Napoleon. Kiedy w 1956r. rząd brytyjski ogłosił , że posiada fragment jelit słynnego dowódcy, z próbki jasno wynikało, że cesarz nie zmarł na raka, ale z powodu rany od kuli jak nieznajomy, który próbował dostać się do zamku w Austrii.

wtorek, 16 marca 2010

Olbrzymy

W wielu kulturach krążą legendy o gigantycznych ludziach, którzy niegdyś żyli na Ziemi. Istnieją naukowcy, którzy twierdzą, że mają na to namacalne dowody.
W pobliżu Brayton, w okolicy rzeki Tennessee znaleziono kilka śladów stóp odciśniętych w skale. Stwierdzono, że należały one do człowieka, którego pięty mierzyły 30,5 cm szerokości i posiadał 6 palców.
W 1833r. w Lompock Rancho w Kalifornii żołnierze kopiący doły na proch dokopali się do szkieletu człowieka, który mierzył ok. 3,65m. Szkielet otoczony był rzeźbionymi muszelkami, ogromnymi siekierami i kawałkami porfirytu zawierających symbole, których nie da się przetłumaczyć.
Na wyspie Santa Rosa odkopano podobny szkielet. Z badań przeprowadzonych na nim wnioskuje się, że człowiek ten żywił się małymi słoniami, które żyły niegdyś na tej wyspie i które wyginęły wieki temu.
W 1891r. w stanie Arizona w pobliżu Crittenden robotnicy odkryli wielki kamienny sarkofag, który znajdował się 2 metry pod ziemią. W sarkofagu była granitowa trumna, w której znajdował się szkielet człowieka mający 3,5 m i posiadał 6 palców u stóp.
9 listopada 1926r. w kopalni Eagle Coal Mine w stanie Montana górnicy odkryli dwa ludzkie trzonowe zęby, których wiek określono na co najmniej 30 milionów lat. Były tak wielkie, że naukowcy twierdzą, iż mogły należeć do jakiegoś olbrzyma.
We włoskiej kopalni w 1958r. znaleziono szkielet ludzki niezwykłych rozmiarów lecz był stosunkowo młodszy niż z kopalni w Montanie, gdyż liczył ok. 11 milionów lat.
Jest to jeszcze jeden z dowodów na to, że być może cytat z księgi rodzaju „ byli ongiś na Ziemi olbrzymowie ” nie jest całkowitą fikcją i tkwi w nim ziarno prawdy tak samo jak w starych podaniach ludowych na ten temat.

poniedziałek, 15 marca 2010

Mary Celeste

Jedną z najbardziej tajemniczych historii morskich jest sprawa brygu "Mary Celeste". Od ponad 100 lat próbuje rozwiązać się tę zagadkę, wiadomo tylko, że 4 grudnia 1872 roku w odległości o 400 mil od Cieśniny Gibraltarskiej dostrzeżono pusty bryg na którym część żagli była porwana. Kapitan statku "Dea Gratia" który minął się z "Mary Celeste" przypomniał sobie, że na pokładzie tego statku znajdowało się 1700 beczułek czystego alkoholu, więc wydało mu się jasnym, że załoga jest pijana. Wydał więc rozkaz wysłania szalupą dwóch marynarzy  by zbadali sytuację. Na miejscu okazało się, że "Mary Celeste" rzeczywiście jest opustoszała. W kapitańskiej kajucie zastano idealny porządek, na biurku leżała spora suma pieniędzy, a także szkatułka z biżuterią, 4 koje były starannie posłane, na stole leżały nie dopalone fajki, na baku suszyła się bielizna. Kabina kapitana także była pusta, jednak znajdowała się tam tablica z napisem który informował że "W dniu 25 listopada o godzinie 8 rano bryg znajdował się w odległości 6 mil na północ od jednej z wysp azorskich, Santa Maria". Przejrzano również ładownie, gdzie znaleziono 1700 beczułek ze spirytusem, jedna z nich była napoczęta, brakowało w niej połowy zawartości. Nikt nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie co się stało z całą załogą, kapitanem i jego żoną. Sprawę tę próbowali wyjaśnić nawet detektywi ze Scotland Yardu.
WNIOSKI Z PRZEPROWADZONEGO ŚLEDZTWA:
1. Punkt o współrzędnych 38°20' szerokości północnej i 17°37' długości zachodniej - 4 grudnia 1872 roku bryg "Dea Gratia"spotkał się z "Mary Celeste".
2. Punkt o współrzędnych 36°57' szerokości północnej i 27°20' długości zachodniej - ostatnia notatka z dziennika pokładowego "Mary Celeste".
3. W tym punkcie bryg wziął namiar na wyspę Santa Maria i odnotował go kredą na tablicy.
4. Podsumowując dochodzenie w  sprawie "Mary Celeste" sądzi się, że do zniknięcie doszło między punktami 3 i 4.

Sable - wyspa pułapka

Najdziwniejszą i najbardziej zdradziecką na kuli ziemskiej wyspą jest skrawek lądu znajdujący się na Oceanie Atlantyckim. Panuje spór między geografami kto po raz pierwszy odkrył tę wyspę. Jedni twierdzą, że pierwsi dotarli na nią wikingowie drudzy zaś, że byli to rybacy z  Normandii i Brytanii. Nie wykluczona też jest teoria, że odkrywcami byli angielscy wielorybnicy, którzy na swoich statkach dopływali aż do Nowej Szkocji.
Wyspa choć wygląda niepozornie to jej dane ( współrzędne, kształt i powierzchnia) na wszystkich mapach łącznie z tymi współczesnymi różnią się od siebie. Jest to bowiem wyspa wędrująca, która co roku zmienia swoje zarysy i powierzchnię. W XVI wieku mapy francuskie, angielskie i włoskie określały długość wyspy od 240 do 320 km natomiast wiek później holenderscy żeglarze mówili, że wyspa ma nie więcej niż 64 km w  obwodzie. W ostatnim czasie podaje się, że Sable ma 32 km długości i przeszło 1,5 km szerokości. W przeciągu ostatnich 200 lat wyspa przewędrowała po oceanie prawie 16 km. Od ponad 450 lat sieje ona postrach wśród żeglarzy całego świata głównie tych którzy przemierzają północny Atlantyk. Różnie ją nazywano: Wyspą Tysiąca Śmierci, Pożeraczem Statków, Wyspą Pułapką, Śmiercionośną Mierzeją, Wyspą Tysiąca Zaginionych Statków.
Po dziś dzień uważana jest za zdradziecki ląd, ponieważ leży na ożywionych szlakach morskich. Styka się tam zimny Prąd Labradorski z Golfsztromem co powoduje gęste i długotrwałe mgły, które ograniczają widoczność do minimum. Dodatkowo panują tam straszliwe sztormy występujące niemal codziennie. Wyspa całkowicie odkryta jest smagana surowymi wichrami prawie przez cały rok. Jej dodatkowym negatywnym atutem jest to, że pochłania statki nawet parowe, które zostają wessane przez jej piaski. Potrafi pochłaniać i to nie rzadko statki o wyporności od 2 do 3 tysięcy ton i długości do 100 metrów. Nikt do dziś nie jest w stanie zliczyć wszystkich ofiar piasków wyspy Sable. Co jakiś czas pod wpływem wiatru wydmy zmieniają swoje położenie i wówczas na powierzchnię wynurzają się resztki pogrzebanych statków często zatopionych przed stuleciem, zdarzają się też takie przypadki, że odnajduje się ludzkie kości czy czaszki.
W 1738r. jeden z angielskich statków handlowych przewożący do Nowej Szkocji kilkanaście koni rozbił się, nikt z załogi nie przeżył natomiast zwierzęta przedostały się na ląd, gdzie się rozmnożyły i zdziczały. Wraz z krowami, konie stanowią jedyne zwierzęta na wyspie.

Jednym z głośniejszych wypadków ostatnich czasów jest katastrofa panamskiego statku ''Massachussetts", który został pochłonięty jak wszyscy jego poprzednicy przez diabelskie piaski wyspy  Sable.

Mózg człowieka - komputer natury

W wielu teleturniejach i programach telewizyjnych  można ujrzeć ludzi, którzy popisują się tym, że po przeczytaniu jakiejś książki czy czasopisma mogą powtórzyć ich treść słowo w słowo.  Wielu z nas zadaje sobie pytanie jak to jest możliwe i czy przypadkiem nie jest to oszustwem.
Naukowcy badając ludzki mózg doszli do wniosku, że nasza pamięć gromadzi wszystko lub prawie wszystko z czym mieliśmy styczność  lecz  nie wiadomo jeszcze jak wywołać te zgromadzone informacje z podświadomości.  
Jednym z bardziej znanych przykładów niezwykłych możliwości mózgu jest  rabbi Eliasz z Wilna, który w ciągu swojego całego życia zapamiętał po jednokrotnym przeczytaniu ponad 2 tys. tomów.  W każdej chwili potrafił przypomnieć sobie dowolny  fragment lub stronę z tych książek. Było to dla niego istnym przekleństwem bo choćby bardzo chciał to niczego nie mógł wyrzucić z pamięci co przeczytał. Cały czas żył tym co przeczytał,  wszystkie jego wspomnienia wiązały się  z historiami z książek, nawet śniły mu się po nocach. Był wręcz chodzącą, żywą encyklopedią.
Polityk pochodzący z Francji Leon Gambetta szczycił się umiejętnością recytowania na wyrywki tysiące stron z Victora Hugo, od początku i od końca lub zaczynać z dowolnie upodobanego miejsca. Grek Richard Porson natomiast umiał cytować stronę po stronie wszystkich książek jakie przeczytał. Innym zdumiewającym przypadkiem jest Amerykanin Harry Nelson Pillsbury znany pod przezwiskiem  "czarnoksiężnika szachów".  Dokładnie potrafił zapamiętać rozkład figur, ponad tysiąc ruchów na dwudziestu szachownicach co pozwoliło mu na rozgrywanie kilkudziesięciu partii na raz z zawiązanymi oczyma.
Z niezwykłej pamięci do dźwięków znany był bibliotekarz króla Prus, Mathurin Veyssiere. Usłyszawszy raz zdanie w jakimkolwiek języku potrafił je powtórzyć z taką sama dokładnością i akcentem. Dla sprawdzenia jego umiejętności dwunastu posłów z różnych krajów wypowiedziało po zdaniu  w swoim ojczystym języku.  Mathurin wypowiedział wszystkie z dwunastu zdań jednym tchem nie robiąc przy tym żadnego błędu.
Zdolność do błyskawicznego rozwiązywania zadań matematycznych w pamięci należy do naprawdę bardzo rzadkich zjawisk są jednak tacy ludzie co posiedli tę zdolność i są nazywani przez naukę ludzkimi komputerami. Do grona takich fenomenów zaliczał się między innymi Charles Cansler z Konxville. Zyskał sławę w 1915r. gdy zaczął jeździć po kraju reklamując siebie. Potrafił w pamięci dokonać obliczeń sięgających miliardów z tą samą łatwością podawał ich wartości podniesione do kwadratu, pokonując ówczesne najlepsze maszyny do liczenia. Do jednego z jego popisowych numerów należał ten, gdzie siadał z zawiązanymi oczyma tyłem do tablicy na, której publiczność wypisywała liczby w długich kolumnach. Charles po rozwiązaniu oczu i podejściu do tablicy natychmiastowo podawał wynik.
Jedidah Buxton był analfabetą nie mającym żadnego wykształcenia. Zawsze mówił, że jedyną rzeczą jaką fascynuje go na świecie są liczby, nad niczym innym poza nimi nie umiał się skoncentrować. Kiedy szedł przez pole potrafił powiedzieć ile ma ono cali kwadratowych, gdy siedział na mszy patrzył w sufit, po jej zakończeniu nie potrafił powiedzieć o czym ona była lecz potrafił podać ilość słów, które podczas niej padły. Fascynujące było w nim to, że jak już zabrał się do jakiegoś zadania to mógł w cale o nim nie myśleć, to tak jakby jego mózg był oddzielną maszyną, która gdy zabierze się do pracy potrafi samodzielnie doprowadzić je do końca.
Takich przykładów jest o wiele więcej nikt jednak nie potrafi przedstawić mechanizmu tych zjawisk. Jest to więc dowód na to, że ludzki mózg jest "krainą niewiarygodnych możliwości" , które nie jednokrotnie nas zaskakują i nie są do wyjaśnienia, a ile jeszcze z nich nie zostało przez nas odkrytych.

niedziela, 14 marca 2010

Jak nasi przodkowie wyobrażali sobie niebo?

Setki tysięcy lat temu kiedy nasi przodkowie zamieszkiwali jaskinie, spoglądając na niebo zastanawiali się oni czym są niezliczone, świecące punkciki które z wolna zataczały łuki po niebie, a tam gdzie była złota kula nazywana dzisiaj Słońcem w nocy ustępowała miejsca białej kuli o szarych plamach czyli Księżycowi. To wszystko wykraczało po za granice intelektualne pierwotnego człowieka. Wraz z upływem czasu i rozwojem naszych przodków stworzono pewien obraz na wytłumaczenie tych zjawisk, według nich Ziemia była wtedy olbrzymią tarczą na, której znajdowała się potężna kopuła tworząca niebo. Na nim zaś nocą są przyklejone gwiazdy podobnie jak w dzisiejszych czasach lampy do sufitu. Tłumaczyli sobie, że Słońce jest olbrzymim ogniem, które świeci z nieba przez masę małych otworów na Ziemię. Jednak pozostała im jedna tajemnica, której nie potrafili rozwiązać mianowicie gdzie znika Słońce gdy nastaje ciemność.
Dopiero w ostatnich pięciu stuleciach doszliśmy do tego co właściwie świeci na niebie i czym to jest.

Najdziwniejsze miejce na naszej planecie

Udokumentowane jest, że przyroda w tym miejscu jakby zwariowała, np. ptaki przelatując natychmiast zmieniają swój kierunek lotu, a jadąc konno zwierze się płoszy i ucieka. Drzewa w tym miejscu wydają się być jak zaklęte, ich gałęzie rosną w dół, a pnie pochylają się w kierunku północy, chociaż nieopodal z dala od tego kręgu drzewa rosną normalnie. Miejsce to zwie się Wirem Oregońskim. Umiejscowione jest nad brzegiem potoku Sardine, około 59 km od Grant's Pass w stanie Oregon. Powszechnie wiadomo co się tam dzieje, ale nikt nie umie wytłumaczyć dlaczego tak jest.
W przybliżeniu przyjmuje się, że wir mierzy 50 metrów średnicy jednak badania naukowe dowodzą, że jego rozmiar zmienia się co dziewięćdziesiąt dni. W jego wnętrzu stoi stara szopa, która niegdyś służyła za obiekt pomiarowy, została opuszczona w 1890r. gdy wszystkie urządzenia przestały działać. Od kiedy szopa została opuszczona to część pagórka, na którym znajdowała się przesunięta została do stanu w jakim jest obecnie do dziś się znajduje.
Ludzie, którzy wchodzili do środka kręgu mówili, że po wejściu natychmiastowo czują się jakby ogromne siły grawitacji zaczęły przyciągać ich do ziemi. Postawa ciała wtedy zaczyna zmieniać się na pochyloną pod kątem dziewięćdziesięciu stopni w kierunku środka. Gdy chce się wyprostować zaczyna się odczuwać, że jest się przez coś ciągniętym do środka, a przyrządy wskazują, że właśnie tak jest. Od lat naukowcy próbują rozwiązać tę zagadkę robiąc różnorakiego rodzaju eksperymenty, np. stalową kulę o wadze 14 kg spuszczono ze stropu stodoły. Turyści mogą widzieć, że kula wisi pod kątem przecząc tym samym znanym nam prawą grawitacji. Jej odchylenie jest widoczne w kierunku środka kręgu. W nim nawet dym z papierosów zachowuję się inaczej, gdyż wypuszczony w środku zaczyna wirować jak szalony do póki nie zniknie. Turystom pokazuje się takie sztuczki jak, np. na pochyłej desce stawia się pusty słoik, który wędruje sam ku górze, Mała piłeczka położona we wnętrzu wiru sama toczy się do jego środka. Garść rozrzuconych papierków wiruje jakby za sprawą niewidzialnego wiatraka. Te miejsce bardzo dobrze znane jest Indianom do, których niegdyś te ziemie należały. Mówili oni w tedy białym ludziom, że miejsce to jest przeklęte.

Duch strzelca

Trzydziestu dwóch kierowców, którym zdarzyła się tajemnicza przygoda jeden po drugim hamowali, gdy przednie szyby ich samochodów zostawały rozbite przez tzw. Strzelca Widmo. Zgodnie z notatką policjanta pierwszy kierowca, który doświadczył tego nieprzyjemnego spotkania zgłosił się na policje w marcu 1951r. Jechał on na odcinku szosy pomiędzy Cobham i Esher, w miejscu które stało się sławne, a zarazem przeklęte przez kierowców. Podczas jazdy nagle rozsypała mu się przednia szyba, aż na tylne siedzenie. W szybie pojawiła się dziura tak wielka, że z łatwością można by było włożyć przez nią całą pięść. Składając zeznania na policji stwierdził, że sprawdza wyglądał podejrzanie. Podobne zeznania składali wszyscy jego poprzednicy. Widmowe kule sięgają dziwnym trafem do celu z odległości 4 km. Po roku od momentu kiedy zaczęły się te wypadki policja uważała, że ich sprawcą jest jakiś piroman czy wariat, jednak teoria ta nie sprawdziła się bo przedmioty, które tłukły szyby nadlatywały z różnych kierunków, a gdy osiągnęły cel to znikały. Podczas, gdy policja zaczęła śledztwo i zastawiała pułapki strzelec wówczas zmienił obszar swoich ataków do samego Esher. 16 czerwca 1952r. okno wystawy na ulicy zostało podziurawione jak sito., stwierdzono potem na oględzinach, że znajdowała się tam taka sama dziura jak w szybach samochodów. Sprawa, wkrótce zyskała międzynarodowy rozgłos bo o kazało się, że jak w Anglii tak w Ameryce również poszukuje się nieuchwytnego strzelca. Naukowcy sięgnęli po taką teorie, że być może była to sprawka szybko lecącego meteorytu, jest to sensowne wytłumaczenie lecz w żaden sposób nie udowodnione.

Zaginione zwłoki

W Afryce Południowej w tamtejszym muzeum Hugonotów znajduję się tabliczka z imieniem młodego chłopaka ,który przed śmiercią ostrzegł władzę, że mogą go zabić, ale nie mogą zdobyć jego ciała. Okazało się, że to co mówił było prawdą. John Gebhard został skazany na śmierć za zabicie parobka - Pierra Villiersa. Utrzymywał on cały czas, że jest niewinny. W 1856r. w dzień jego śmierci ksiądz wygłaszał kazanie pogrzebowe, skazany przerwał mu i powiedział, że mogą zniszczyć jego ciało, ale nie zniszczą jego duszy. Jego ostatnie słowa brzmiały następująco:
- " Żaden grób mnie nie przyjmie! Słyszycie? Żaden grób mnie nie przyjmie! Nie uda wam się mnie pochować, bo umieram niewinny".
Po jego śmierci zapieczętowano trumnę, gdyż sprawa nabrała rozgłosu. Straż pilnowała jego miejsca spoczynku przez dwa miesiące na wypadek ewentualnej próby wykradzenia zwłok. Na farmie, w której doszło do morderstwa znaleziono portfel zamordowanego w rękach innego parobka. Po aresztowaniu go podejrzany przyznał się do winy, że on jest sprawcą morderstwa, jednocześnie był winnym śmierci biednego Gebharda, gdyż to on był głównym świadkiem oskarżenia. Prawda więc zatriumfowała John Gebhard poszedł na śmierć za zbrodnię, której rzeczywiście nie popełnił. Gubernator Prowincji Dobrej Nadziei nakazał, aby jego imię oczyszczono z niesławy, a jego matce wypłacono tysiąc funtów odszkodowania. Miała także otrzymać rentę w wysokości stu ośmiu funtów rocznie. Rozkazał również by ciało poszkodowanego zakopać w poświęconej ziemi. Jednak, gdy strażnicy odpieczętowali wieko trumny okazało się, że jest pusta. Przeprowadzono śledztwo, z którego jasno wynikało, że grób był przez cały ten czas pod ścisłą strażą. Przeszukiwano dziesiątki sąsiednich grobów jednak jego ciała nigdy nie odnaleziono. Sto lat później po tym wydarzeniu na stoku góry Paarl znaleziono czarną płytę marmurową z napisem " Poświęcone pamięci Johna Gebharda. Błogosławieni, którzy spoczywają w Panu". Płyta przechowywana jest dziś w muzeum Hugonotów i przypomina o słowach niewinnie skazanego - "Żaden grób mnie nie przyjmie".

Uwaga! Wysokie napięcie - człowiek

Zjawiskiem, którego medycyna nie umie wytłumaczyć jest stan, w którym ludzie wydają się być naładowani prądem elektrycznym. Dr Ashcraft, któremu przyszło badać jeden z takich przypadków nie dowierzał swojej pacjentce, aby ona mogła podlegać takiemu stanowi. Szybko jednak zmienił zdanie, gdy po jej dotknięciu padł porażony na podłogę. W 1895r. nastolatka Jennie Moran, mając czternaście lat zaczęła zachowywać się jak bateria o dość sporej pojemności. Gdy dotykała uchwytu pompy, iskry strzelały z czubków jej palców, a napięcie było tak wysokie, że iskrzenie powodowało niesamowity ból. Do nieprzyjemnych zdarzeń dochodziło, gdy zdarzało się osobom postronnym niechcący jej dotykać. Te dziwne elektryczne zdolności przeminęły, gdy weszła w wiek dojrzały. Stała się w tedy bowiem normalną dziewczyną. W 1877r. zanotowano inny przepadek "kobiety-baterii". Caroline Clare z Bondon w stanie Ontario, gdy miała siedemnaście lat zachorowała dość poważnie, zniknął jej apetyt i popadła prawie w anoreksję. Zaczęła nawet cierpieć na tzw. konwulsje jak to później stwierdzili lekarze. Opowiadała o miejscach, w których nigdy nie była, gdyż w tym młodym wieku jeszcze jej się nie zdarzyło wyjechać z miasta. Ten dziwny stał trwał przez półtora roku. Dziewczyna wróciła do zdrowia jednak okazało się, że jej dotknięcie grozi porażenie prądem, jednak nie tylko wytwarzała prąd elektryczny, ale stała się jakby swoistym magnesem. Za każdym razem, gdy jakiś przedmiot znajdował się w jej pobliżu przyklejał się do niej. Trzeba było używać bardzo dużo siły by go odkleić. Tak samo jak w pierwszym przypadku jej przypadłość zniknęła wraz z wstąpieniem w wiek dojrzały. W 1890r. Louis Hamburger przyjechał na studia do Maryland. Jego zdolności magnetyczne szybko uczyniły go sławnym. Naukowcy, którzy go badali z miejscowego uniwersytetu popadali w podziw i wielkie zadziwienie, gdy obserwowali chłopaka jak utrzymuje dość ciężkie metalowe przedmioty na czubkach palców, np. żelazne pręty o ponad trzydziestometrowej długości i 2,5 cm średnicy. Przypadki te szybko zostały zapomniane, gdyż medycyna, która się nimi zajmowała zebrawszy dowody na te dziwne przypadłości odłożyła je na bok nie udzielając żadnych wyjaśnień.

sobota, 13 marca 2010

Ocalony przez sen

Nie każdy bierze swoje sny na poważnie lecz pewna dziewczyna, której chłopak zaginął na wojnie nie wierząc w to co mówią inni zawierzyła własnym snom. Lokalne władze miasta Czermno w Polsce uważały ową kobietę za natręta, gdyż przychodziła w dzień w dzień do urzędu i prosiła o pomoc. Pierwszy sen miała w październiku 1918r. Widziała w nim jak jej ukochany błądzi po omacku nie mogąc się odnaleźć, jak przygniatają go jakieś belki i głazy, przyparty do ziemi zmęczony i bezradny szlochał. Sen ten powtarzał się kilka razy. W środku lata 1919r. jej nocne wizję trochę się zmieniły. Zobaczyła ogromny zamek na szczycie wzgórza. Jedna z wież była zawalona, podchodząc do niej usłyszała wołanie o pomoc w głosie tym natychmiast rozpoznała Stanisława- miłość swojego życia. Sen ten jak pierwszy powtarzał się kilka krotnie w końcu opowiedziała go matce, a ta pobiegła z całą historią do miejscowego proboszcza, który nie przejął się tym za bardzo, gdyż uznał to za majaki rozhisteryzowanej dziewki. Ona jednak się nie poddała, tylko był jeden problem w Europie takich starych zamczysk było pełno więc gdzie szukać? Sny ciągle ją męczyły postanowiła więc wyruszyć tam, gdzie ostatni raz go widziano, nie mając grosza przy duszy. Spała często na ulicy, na drogach, jadła to co dali jej inni, którzy ulitowali się nad nią. 19 kwietnia 1920r. dziewczyna dotarła na szczyt wzgórza koło miasta Złota w południowej Polsce. Na nim stał zamek, zamek ze snów!
Ze łzami spływającymi z oczu wbiegła do wioski i upadła, gdzie zebrali się mieszkańcy. Dziewczyna z szoku nic nie mogła wydusić z siebie prócz słów "jest tam!" pokazując przy tym na zamek. Opowiedziała swoją historię, ale nikt jej nie uwierzył postanowiła iść sama i kopać w gruzach, w tedy dopiero zaciekawiła trochę ludzi, którzy udali się za nią. Pomagali jej tak przez dwa dni, aż w końcu odkopali otwór, z którego ku zdziwieniu wszystkich usłyszano ludzki głos. Gdy w końcu wyciągnęli postać wołającą ujrzeli obdartego i bardzo bladego młodego chłopaka. Nie mógł otworzyć oczu, gdyż spędził dwa lata w tych straszliwych ciemnościach. Przed dwoma laty przybył do tego zamku, a pocisk który uderzył w niego spowodował, że spadające głazy zablokowały wyjście. Żywił się serem i winem, towarzystwa dotrzymywały mu szczury. Wojsko Polskie przeprowadziło dochodzenie w sprawie żołnierza Stanisława Omeńskiego. Został on po dochodzeniu zwolniony honorowo ze służby, po której poślubił dziewczynę. Dzięki wierze w sny i niezłomność, którą dostarczała jej miłość nie poddała się po mimo zaznanego głodu, strachu i szykan innych ludzi. Jest to historia prawdziwej miłości.

Ślady diabła

Mieszkańcy wyspy Canvey wyłowili z wody przedziwne stworzenie po czym szybko posłali po lokalne władze, które nie wiedząc co zrobić z tym fantem zwróciły się o pomoc do Wielkiej Brytanii. Po zapoznaniu się ze sprawą wysłała ona na wyspę parę najlepszych zoologów. Stworzenie wyglądało na zwierzę morskie lecz miało stopy tak uformowane, że mogłoby chodzić tylko jeśliby tego chciało. W wyprostowanej pozycji miało 80 centymetrów długości, posiadało grubą czerwono - brązową skórę i miąższkowatą głowę z wyłupiastymi oczyma. Naukowcy bez powodzenia próbowali sklasyfikować zwierzę, w końcu się poddali i spalili odkryte zwłoki. W 1954r. wielebny Joseph Overs przechadzał się plażą w pobliżu gdzie znaleziono wyżej wspomnianego stwora. Natknął się na zwłoki kolejnego dziwnego zwierza. Wezwał natychmiastowo policję. Miało około 1,3 m długości, a jego waga wahała się w przedziale do 11 kg. W raporcie, który sporządzili dla Wielkiej Brytanii stwierdza się, że zwierze miało dwoje oczu, otwory nosowe i rozwartą jamę gębową z bardzo ostrymi zębami. Posiadało skrzela lecz nie miało łusek, zamiast tego posiadało różowawą, twardą skórę niczym jak u świni. Przez niemożność sklasyfikowania obydwu zwierząt raporty z ich sekcji zwłok nigdy nie zostały przedstawione do publicznej wiadomości. Osoby, które widziały na własne oczy obydwa ciała tych stworzeń skojarzyło ich fakt istnienia z wydarzeniem z lutego 1855r. kiedy to okolice angielskiego hrabstwa Devonshire nawiedził dziwny człowiek, który podejrzewa się, iż był spokrewniony ze stworzeniami znalezionymi 100 lat później na brzegach wyspy Canvey. Owy tajemniczy przybysz zostawił na śniegu odciski swoich stóp w całej okolicy. Biegało to po całym hrabstwie czyli po ogrodach, ścianach i dachach domów. Nie wiadomo skąd on przybył lecz wiadomo dokąd się udał, gdyż zostało to zapisane śladami na śniegu : "od Topsham i Bicton na północy do Dawles i Totnes na południe. Szlak ten ciągnął się ponad 160 km. Niektórzy z mieszkańców przypisywali te odciski stóp diabłu gdyż miały one kształt małej podkowy. Próbując wyjaśnić tę zagadkę tworzono różne teorie mianowicie, że to wszystko jest sprawką takich zwierząt jak: wilki, kangury czy ptaki. Jednak żadne z tych wyjaśnień nie jest na tyle prawdopodobne by wyjaśnić to, że coś biegało przez pola i dachy na odcinku 160 km po czym weszło do wody i znikło. Możliwe, że była to ta sama istota, której przedstawicieli znaleziono na wyspie Canvey jednak jeśli to prawda to pozostaje nadal nie wyjaśniona jedna zagadka- kim były te istoty?

piątek, 12 marca 2010

Sny dzięki, którym dokonano odkryć.

Do najciekawszych i najbardziej tajemniczych zjawisk zalicza się sny, które czasami mogą być odbiciem naszych przeżyć lub być tymi proroczymi dzięki, którym możemy uchronić się przed czymś lub wyjaśnić jakąś zagadkę. Jednak i bywają takie sny, które z niewiadomych przyczyn pokazują nam obrazy do tej pory nie znane naszym wspomnieniom, ani innym ludziom. Między innymi dzięki takim snom zostało odkryte opactwo Glastonbury Abbey czy antyczne miasto Mycenae na Krecie. Interesującym przypadkiem jest James Watt. W jego czasach śrut do wiatrówek jeszcze nie był zbyt popularny, gdyż wytwarzanie go było bardzo pracochłonne, skomplikowane i nie tanie. Mianowicie cały proces zaczynał się od uformowania z ołowiu drutu, który ćwiartowano na kawałki lub cięto blachę na małe kwadraty by potem w konsekwencji toczyć je pod ciężkimi płytami, aby potem powstały kulki śrutu.
James Watt miał więc sen, który nawiedzał go noc w noc przez cały tydzień. Śnił on, że widzi swoją osobę spacerującą podczas silnej burzy w czasie, której spadające krople deszczu zamieniały się w małe kulki ołowiu skaczące mu pod nogami. Czy ten sen niósł ze sobą jakieś przesłanie? Czy był ważny? A może miało to być dla niego wskazówką, że wpadający do wody ołów będzie się formował w małe kulki? Dręczące go niepewności podkusiły Watta do tego, aby wypróbował ten pomysł. Postanowił więc stopić trochę ołowiu z kościelnej wieży w garnku, z którego wylał całą zawartość do fosy znajdującej się na samym dole. Przeszukując potem fosę znalazł w niej malutkie ziarenka idealnie nadające się do wiatrówek. Eksperyment ten przyczynił się do tego, że stare nie opłacalne metody śrutu zostały zapomniane i powszechnym stał się sposób Watta.
Innym udokumentowanym przypadkiem niezwykłego snu było rozwiązanie zagadki naukowej czyli odczytania babilońskich tablic ze świątyni Bel. Dr Herman Hilprecht pisał książkę pt. " Stare Inskrypcje Babilońskie" do jej ukończenia zostało mu tylko przetłumaczenie znaków z dwóch agatowych kawałków będących podobno niegdyś jak wtedy sądzono pierścieniami pochodzącymi ze świątyni Bel w Nippur. Pierścienie były połamane i niekompletne przez co uniemożliwiało to przetłumaczenie napisów. Hilprecht nie mógł nic zrobić, a obiecał wydawcy, że rękopis będzie gotowy na następny dzień więc, aby zapomnieć o zmartwieniach i chodź na chwilę odpocząć zasnął. Jego sen przeniósł go do starożytnych czasów, gdzie spotkał kapłana Babilonu, który powiedział do niego słynne zdanie, które odmieniło jego życie "Chodź za mną. Pomogę Ci". I tak się stało zaprowadził go do świątyni przez ciemne korytarze, gdzie trafili do małego pokoju, w którym stała drewniana szkatuła zawierająca kawałki pierścieni, nad którymi głowił się Hilprecht. Odezwał się do niego " Dwa kawałki agatu, które ty uznałeś za oddzielne, naprawdę tworzą całość są częścią pokrytego inskrypcją agatowego cylindra wotywnego podarowanego świątyni przez Króla Kurgalzu. Kiedy rozkazano kapłanom, aby zrobili parę kolczyków dla posagu boga Ninbi, okazało się, że nie mieliśmy żadnego agatu prócz cylindra. W tym właśnie pokoju, w którym teraz jesteśmy rozcięto walec na trzy części, tym samym dzieląc napisy. Jedna z części przepadła na zawsze". Archeolog zapytał się go czy nie mógł by mu powiedzieć jak brzmiał oryginalnie napis, wtedy kapłan bez wahania odwrócił się do niego i na ścianie krypty napisał " Bogowi Ninib, synowi Bela, jego pana, kapłan Bela Kurgalzu sprezentował to". Po tych słowach przenieśli się do jego pracowni, na biurku znajdowała się karteczka ze słowem "Nebuchadnezzar", które jeden z najznakomitszych badaczy starożytności przetłumaczył na " Nebu, chroń me dzieło budowniczego". Kapłan wskazał na tą kartkę i powiedział "Słowo to znaczy - Nebu, chroń moje granice. Sen ten przyczynił się do ujawnienia prawdziwego miejsca, gdzie znajdował się skarbiec także do tego, że dwa agaty stanowią jedną część i że były niegdyś całością cylindra wotywnego. Fakty te, wkrótce po tym zostały potwierdzone i uznane za prawdzie przez innych badaczy. Słowo przetłumaczone przez kapłana "Nebuchadnezzar" do dziś uważane jest za poprawne.

środa, 10 marca 2010

Fotograf natury - błyskawica

Dosyć popularnym zjawiskiem jest robienie zdjęć błyskawicą, które można wykonać najprostszym aparatem fotograficznym lecz bardzo ciekawe jest to, gdy błyskawica sama zaczyna robić zdjęcia. Jak do tego dochodzi, nikt do dziś nie potrafi wyjaśnić. Czasem błyskawica graweruje takie fotografie, które mają czystość obrazu nie kiedy lepszą od profesjonalnych fotografii. W stanie Tennessee mieszkała w 1887r. starsza wdowa, która przed śmiercią chciała się przyjrzeć szalejącej burzy nad doliną. Gdy przybyli sąsiedzi, aby ubrać staruszkę do trumny odkryli, że na szybie od okna przez, które wyglądała na kilka minut przed zgonem utrwalony został niesamowity obraz babci tkwiącej w oknie, obserwującej co się dzieje na zewnątrz. Jakość wizerunku dziennikarze opisali jako porównywalny ze zdjęciem aparatu fotograficznego. Tajemnicza fotografia była widoczna przez dobre kilka lat póki nie wyblakła. Podobny przypadek zarejestrowano w 1903r. w Waszyngtonie, gdzie w miejscowym domu znaleziono dwie fotografie - podobizny starszego mężczyzny i pewnej damy. Właściciele domu stwierdzili, że te dziwaczne obrazy przedstawiają jak żywe postacie ich ojca i babki, którzy zmarli przed wielu laty. Lubili oni obserwować przez szybę burzę z piorunami.
W 1891r. w stanie Indiana zmarła Sophie Scharf. Trzy dni po jej pogrzebie synowa kobiety poszła do jej domu by zabrać parę rzeczy. Okropnie się przeraziła zobaczywszy twarz teściowej wpatrującej się w nią z okna od frontu. Obraz tak bardzo podobny do oryginału, który prezentował zniknął tak nagle jak się pojawił. Po kilku tygodniach pojawił się ponownie. Na początku był zamazany lecz z czasem coraz bardziej wyrazisty. Podejmowano różne próby, aby usunąć to zjawisko jednak bez żadnego skutku. W końcu syn zmarłej wziął jej chustkę do nosa i przetarł szybę, a obraz zniknął bezpowrotnie. Jest to jeszcze jedna z tajemniczych zjawisk tego świata, których nie jesteśmy w stanie wyjaśnić.

Irydologia

Zjawisko irydologii polega na określeniu na jaki rodzaj choroby cierpi pacjent przez zbadanie tylko tęczówki jego oka. Badanie takie nie tylko pozwala określić obecny stan zdrowia, ale i choroby, na które możemy narazić się w przyszłości. Diagnozy stawiane przez irydologów są pokrywające z diagnozami stawianymi przez zwykłych lekarzy,a ich trafność sięga od 60% do 70%. Badania dotyczące takich przypadłości jak wrzody żołądka, dwunastnicy były zawsze trafione w 90% natomiast robione przez klasycznych lekarzy sięgają jedynie do 65% prawdopodobieństwa. Lekarz irydolog jest wstanie przewidzieć chorobę nawet dwa lata przed jej wystąpieniem, gdyż na tęczówce oka pojawiają się plamki wówczas, gdy choroba jest jeszcze utajniona. Przypuszcza się, że podświadomość i emocje mają ogromne znaczenie dla naszego samopoczucia.

Telepatia

Powszechnie uważa się, że człowiek z urodzeniem ma przypisane zdolności, które są nazywane przez naukę jako telepatia. Można je obudzić w sobie przez długie i mozolne ćwiczenia. Owa telepatia polega na emisji fal z jednej osoby do drugiej czyli jest to porozumiewanie się z kimś siłą woli na odległość. Badaniami nad tym zjawiskiem zajmował się prof.Rhine, który do swoich eksperymentów używał talii specjalnie oznakowanych kart. Celem eksperymentu było odgadywanie przez wyznaczone osoby za pomocą telepatycznego przenoszenia myśli karty, o której myślał w danej chwili profesor. Badani także musieli przewidzieć, które symbole z kart nie znane w tym momencie profesorowi zostaną odkryte oraz, które z nich wypadną w najbliższym czasie z automatycznie mieszającego je aparatu. Wymienione eksperymenty w większej części wyszły wynikiem pozytywnym. Jednak powstał problem mianowicie czy była to telepatia czy raczej jasnowidzenie. Udało się zaobserwować odczucia ludzkie za pomocą telepatii. Prądy mózgowe badanych osób w czasie eksperymentów były szczegółowo rejestrowane. Notowano zmiany zauważalne podczas występowania naładowanego uczuciowo impulsu telepatycznego. Zmęczenie mózgu występowało podczas przenoszenia emocji negatywnych. Osoby badane skarżyły się na silne bóle głowy i nudności. Przeciwieństwem okazało się przenoszenie emocji pozytywnych. Złe samopoczucie znikało,a zapisy z pracy mózgu normalizowały się. W czasie takich doświadczeń wytwarza się pomiędzy nadawcą myśli, a ich odbiorcą swoista fizyczna harmonia.
Do dziś niestety zagadnienie telepatii i jej fenomen nie zostały dokładnie wyjaśnione. Przypuszcza się jednak, że promieniowanie telepatyczne rozchodzi się na falach energetycznych, które nie zostały jeszcze poznane. Zakłada się, że czynnikiem, który sprzyja przekazowi telepatycznemu jest emocjonalny stosunek nadającego do tego co chce przekazać,a przy tym stan odprężenia i bierności odbiorcy.

niedziela, 7 marca 2010

Terasa z Baalbek

W Libanie u podnóża jego gór znajdują się tajemnicze ruiny Baalbek, których intrygującą zagadką jest terasa - wielki fundament antycznej świątyni Jowisza. Terasa składa się z dziewięciu monolitów ułożonych w trzy rzędy. Owe rzędy ułożone są z taką dokładnością, że pomiędzy nimi nie ma żadnej szczeliny co utrzymało się w takim stanie pierwotnym aż do naszych czasów. W I w.n.e. Rzymianie właśnie tutaj wznieśli swoją świątynie na cześć ich potężnego boga Jowisza, był to swoisty kompleks sakralny. Właśnie w tych ruinach znajduje się 6 najwyższych na świecie kolumn, które po dziś dzień wywołują zachwyt na twarzach odwiedzających. Zachowały się nie wiadomo jak do dzisiejszych czasów po mimo częstych wojen w tych rejonach i niszczycielskich trzęsień ziemi. Każda z tych kolumn składa się z trzech siedmiometrowych części o zadziwiającej średnicy dwóch metrów. Sprowadzono je tutaj tratwami aż z Egiptu. Przepłynęły one najpierw Nil, potem morze u końca trasy zostały przeciągnięte lądem mającym około 100 kilometrów metodami, które do dziś nie są dla nas poznane.
O samej terasie wiemy niewiele, gdyż nie ma o niej jakichkolwiek wzmianek w pismach starożytnego Wschodu. Istnieją jedynie informacje o budowie największej na świecie świątyni Jowisza, którą nakazał wznieść cesarz rzymski Antonius Pius po przyłączeniu tych terenów do jego władztwa. Świątynia więc została wzniesiona w II w.n.e. Architekci i budowniczy zdawali sobie sprawę o częstych trzęsieniach nawiedzających tą miejscowość więc ich dzieło nie mogło zostać wzniesione na zwykłych fundamentach. Terasa w konsekwencji musiała charakteryzować się mocnymi podwalinami i stropem dla obszernych lochów. Budowa jednak przeciągała się, chłonęła masę cesarskich pieniędzy, a nowi władcy nie chętnie chcieli już łożyć na owe przedsięwzięcie w wyniku czego budowa nigdy nie została dokończona.

Wszechświat i jego historia

Ogólnie przyjmuje się, że wiele lat temu nastąpił wybuch jakiegoś "punktu" o nieskończonej prawie, temperaturze, ciśnieniu i gęstości. Materia w tedy zaczęła się rozprzestrzeniać wszędzie, a przy tym szybko ochładzać. Przyjmuje się, że temperatura spadła mniej więcej do miliarda stopni co spowodowało wyłonienie się z tego niebytu protonów i elektronów. Następnie w skutek dalszego obniżania się temperatury elektrony zaczęły łączyć się z protonami tworząc znane nam do dziś atomy wodoru. Atomy te przyczyniły się do tego, że Wszechświat stał się "przezroczysty". Promieniowanie pierwotne wciąż się rozprzestrzeniało, a powstała energia zaczęła się pomału kondensować. Przez dalszy spadek temperatury materia ta i promieniowanie zaczęły równoważyć się w wyniku czego Wszechświat stawał się coraz bardziej jednorodny. Wówczas przyszedł czas na okres powstania galaktyk, systemów planetarnych i gwiazd. Proces rozwoju Wszechświata hamują siły grawitacji, które są większe im większa jest masa galaktyki,a mniejsze im mniejsza jest ich odległość. Z tego można wnioskować, że przyszłość naszego Wszechświata jest zależna od gęstości zawartej w nim materii, przy której siły ciążenia mogłyby przyczynić się do powstrzymania, a nawet zahamowania całkowitego jego rozwoju. R.H. Dicke i P.J.Peebles obliczyli, że w następnej fazie cyklu Wszechświat będzie ekspandował dwukrotnie dłużej. Z ich obliczeń wynika jasno, że obecny Wszechświat jest co najmniej setnym odbiciem cyklu, który był wystarczająco długi, aby mogła narodzić się i rozwinąć pierwsza generacja gwiazd.
Spekuluje się, że powstanie Wszechświata jest procesem kwantowym bowiem nie istniał on wiecznie lecz powstał w czasie, w którym został przyjęty za początkowy. Z badań naukowych wynika, że materia wypełniająca Wszechświat jest elektrycznie obojętna stąd przyjmuje się, że cały ładunek elektryczny Wszechświata jest równy zeru. Twierdzi się także, że suma wszystkich energii kinetycznych galaktyk i ich ujemnych grawitacyjnych energii potencjalnych również w przybliżeniu sumuje się na zero czego podstawą jest wniosek, że Wszechświat powstał z próżni,a więc powstał z niczego.

Grający piasek

O piaskach, które wydają dźwięki krążą już legendy od 1500 lat- najstarsze wzmianki pochodzą z Chin i Środkowego Wschodu. Marco Polo opisywał jak natchnął się na to zjawisko podróżując przez pustynię Gobi, Charles Darwin, który podróżował przez Chile, wspomina o nim pisząc swój pamiętnik, podobną wzmiankę umieścił także w swojej twórczości Henry David Thoreau. Badacze wyjaśnili te zjawisko opisując je, że powstaje ono w wyniku przemieszczania się piasku w dół po spadzistych powierzchniach u nielicznych rzadkich wydm lub piaszczystych zasp nazywanych buczącymi wydmami. Gołym okiem nie można odróżnić piasku z buczących wydm od tego zwykłego. Różnice takie można dopiero zaobserwować przez zbadanie ziarenek piasku mikroskopem elektronowym. Nauce znanych jest do dziś 31 miejsc, gdzie można spotkać piasek wydający dźwięki głównie przypada to na Środkowy Wschód i Afrykę. W USA występują aż 4 takie miejsca: Kalifornia, Nevada i 2 na Hawajach.
Piasek aby mógł wydawać dźwięk musi znajdować się w klimacie, gdzie panuje susza. Dźwięk może powstać w sposób spontaniczny czyli, gdy naturalnie spada w dół po zawietrznej stronie wydm pod maksymalnym kątem. Dźwięk podobno przypomina staccato zagrane na tubie kontrabasowej. Ciągłe wędrówki takiego piasku mogą spowodować wydawanie odgłosów, które mogą przypominać czyste tony skrzypiec basowych bądź organów rurowych. Muzyce tej, której dyryguje natura może towarzyszyć wibracja ziemi, która odczuwalna jest przez dłonie i stopy jako wstrząsy elektryczne. Gdy dochodzi do ogromnych lawin takich piasków w Chinach czy Ameryce Środkowej ich dźwięki są odczuwalne i słyszalne na odległości 16 kilometrów. Nie znana jest jeszcze metoda, dzięki, której mechaniczna energia przemieszczających się ziarenek zamieniona zostaje na wibracje. Wszystkie teorie i badania dotyczące piasków wydających dźwięk są tymczasowe, gdyż co jakiś czas dokonuje się nowych odkryć, jak na razie więc pozostają same domysły

sobota, 6 marca 2010

Stygmaty

W dzień Wielkiego Piątku co roku u niektórych ludzi zaczynają pojawiać się rany, które krwawią. Mają być one odbiciem ran Chrystusa z krzyża. Z tego co udało się ustalić uczonym zjawisko to powtarza się z dokładną regularnością. W prawie każdym przypadku można mówić, że występuje to u osób, które są głęboko wierzące, wrażliwe i uczuciowe. Badacze tego zjawiska utrzymują, że są to czynniki, które przyczyniają się do tego, że stygmaty są wynikiem kontroli umysłu nad ciałem, ponieważ umysł stygmatyka chce, aby ciało otworzyło się i krwawiło co też ma miejsce. Do najbardziej znanych światu stygmatyków zalicza się : Theresa Neumann z Niemiec i ojciec Pio z Włoch. Rany Neumann podobnie jak i u ojca Pio nigdy się nie zagoiły, ani nie uległy zainfekowaniu. Ojciec Pio wyróżniał się jednak czymś szczególnym ze wszystkich stygmatyków mówi się, że był on najbardziej dotknięty, gdyż posiadał wszystkie pięć znaków ukrzyżowania - po jednym na każdej ręce i stopie oraz długą na ok. 8 cm ranę ciętą na boku. Na dzień dzisiejszy jest on jedynym zarejestrowanym księdzem w kościele katolickim, który posiadał pięć znaków ukrzyżowania. Przez wieki zarejestrowano ponad 300 stygmatyków w większości zakonnic i zakonników. Kościół, gdy dowiedział się o stygmatach ojca Pio podjął standardową procedurę znaną historii, zabroniono mu pokazywać się publicznie przez dwa lata. Przez ten czas sztab badaczy zarówno ze świata medycyny jak i kościoła prowadził długie badania nad stygmatykiem. Wynikiem badań było oświadczenie, że rany są trwałe i nie odwracalne do czego przyczynił się wyjątkowo pokorny i chrześcijański tryb życia. Jak dotąd pojawienie stygmatów nie zostało jeszcze wyjaśnione.
Wiadome jest na razie tylko jedno, że leży to u podłoży religii oraz, że jest to jakiś tajemniczy wpływ psychiki na ciało. Znaczyłoby to, że człowiek ma szansę w dużym stopniu wpływać na procesy zachodzące w jego organizmie (np. fizjologiczne czy chemiczne), a gdy tylko nauka wyjaśni jak opanować tą trudną sztukę to prawdopodobnie można by było wyleczyć wiele śmiertelnych dziś chorób.

piątek, 5 marca 2010

Przyczyny wymarcia dinozaurów.

Mezozoik był czasem panowania wielkich gadów na lądzie, w powietrzu i wodzie. Era ta jest najbardziej intrygująca ze względu na to, że natura nigdy potem nie stworzyła tak gigantycznych stworzeń. Dzisiejsze wieloryby są tylko wyjątkiem i małym przykładem tego jak było za tamtych czasów. Najstarsza hipoteza mówi, że przy końcu kredy nastąpiły daleko idące zmiany w biosferze. W historii naszej planety natykamy się na dowody na to, że świat roślin i zwierząt uzależniony jest bardzo od nas. W okresie permu panował na Ziemi suchy i gorący klimat, który był prawdopodobnie przyczyną tego, że niektóre stworzenia ziemno - wodne zerwały ostatecznie z wodą i przeniosły się na stałe na ląd. Podobny proces przebiegł w śród roślin. Później nastąpił okres gadów, które jak stwierdzono w cale tak szybko nie wymarły jak się zakłada.
Warunki życia na Ziemi ciągle się zmieniały, np. powierzchnia mórz czy przemieszczenie się kontynentów czego konsekwencją było zmniejszenie powierzchni życiowej dla zwierząt, a suchy klimat hamował ich dalszy rozwój. Zmiany jednak nie były na tyle duże, że mogłyby doprowadzić do ich całkowitej zagłady. Przypuszcza się, że doprowadziła do tego jakaś katastrofa, wydarzenie nie plasujące się w kategoriach zmian klimatu, tektoniki czy środowiska. Przypuszcza się, że prawdopodobnie był to wpływ Kosmosu, np. wybuch gwiazdy supernowej. Jej wybuch w pobliżu naszej planety mógł spowodować promieniowanie falami ultrakrótkimi, które mogłyby wywrzeć poważny wpływ na geny: nosicieli dziedziczności w komórkach organizmów. Stwierdza się, że ewolucja nie następowała w sposób równomierny, gdyż w pewnych okresach szybciej rodziły się nowe gatunki. Ogólnym faktem, któremu nie da się zaprzeczyć jest to, że po wymarciu gadów narodziły się i objęły swoim władaniem Ziemie ssaki. Musiały więc posiadać takie cechy, które pozwoliłyby im wyprzeć gady w współzawodnictwie. Stała ciepłota ciała umożliwiała im organizmom odporność na zmiany temperatury otoczenia i umożliwiła znacznie większą aktywność życiową, ich mózgi były lepiej rozwinięte, troskliwie opiekowały się swoimi potomkami. Młode gadów były gorzej zabezpieczone przed szkodliwymi wpływami otoczenia niż potomstwo ssaków. Dowodem także jest to, że jaja znacznej części gadów były odnajdywane przez ssaki, które się nimi pożywiały. Jest to jedna z nowszych teorii, które próbują rozwiązać tajemnicze wymarcie wielkich gadów.

Yeti. Śnieżna zagadka Tybetu.

1921r. uczestnicy pierwszej brytyjskiej wyprawy na Mount Everest zaobserwowali i sfotografowali pozostawione na śniegu śladu nie znanego zwierzęcia. Towarzyszący wyprawie Szerpowie twierdzili, że ślady te należą do niejakiego yeti czyli śnieżnego człowieka. Uznano to wówczas za wytwór fantazji miejscowych mieszkańców i pozostawiono sprawę bez żadnego większego echa. Sprawa jednak zaczęła nabierać rozgłosu w momencie eksploracji Himalajów i objawienia się na ich lodowcach coraz to częstszych wypraw. Zaczęto wówczas wgłębiać się w historię Tybetu i szukać w miejscowych podaniach jakichkolwiek informacji na temat dziwnej kreatury. Natrafiono w końcu na stare zapiski z 1854r. mówiące, że niejaki Hooker podczas swoich wędrówek po tamtych terenach natrafił na owe dziwne stworzenie, które potem z dokładnością opisał. Na kolejne dziwne ślady natknął się w 1951r. E. Simpson, kierujący wyprawą na Mount Everest. W rok po zdobyciu tego szczytu sfinansowano wyprawę, której głównym celem było odnalezienie yeti. W jej skład weszli wszelkiego rodzaju wybitni naukowcy jak :zoologowie czy antropolodzy. Wykonano setki zdjęć owych śladów i kilka jego skalpów, które w miejscowych klasztorach są uznawane za relikwię. Analiza tych skalpów potwierdziła, że skóra i włosy nie należą do znanego do tej pory historii żadnego gatunku zwierzęcia. Informacje od osób, którym udało natknąć się na owego stwora tak klasyfikują jego rodzaje : od osobników mierzących 2,5 metra do 1,5 metrowych stworzeń, które napastują ludzi zabijając im bydło. Pod koniec lat sześćdziesiątych najnowsze nowinki z Tybetu tak wstrząsnęły opinią publiczną, że postanowiono sfinansować wyprawę, która raz na zawsze wyjaśniła by sprawę. Przez prawie trzy miesiące, znakomicie wyposażona w najnowsze nowinki techniczne amerykańska wyprawa przemierzyła znaczną część Himalajów. Niestety poza dużą ilością śladów nie znaleźli nic godnego uwagi. Szerpowie twierdzą, że są to celowe zabiegi yeti, aby ich unikać gdyż on nie znosi zapachu białego człowieka ani przymiotów takich jak hałas, które mu towarzyszą.
Dowody, które zgromadziła do tej pory nauka zdaniem znawców zagadnień himalajskich zarówno alpinistów jak i naukowców nie pozwalają zakwestionować samego faktu istnienia yeti. Po dziś dzień nie wiadomo czym jest to tajemnicze zwierze i czy w ogóle jest zwierzęciem.

czwartek, 4 marca 2010

Jak powstaje światło słoneczne?

Słońce, rozżarzony piec oddalony od naszej Ziemi o 150 milionów kilometrów, to właśnie w środku tego olbrzyma odbywa się największy (pokojowy) proces syntezy jądrowej jaki znamy. Temperatura jądra Słońca sięga ok. 15 milionów stopni przenikając na powierzchnie osiąga 5700 stopni i w postaci światła zostaje wypromieniowywana w kosmos. Słońce wysyłając energię cieplną równomiernie we wszystkich kierunkach przyczynia się do tego, iż zaledwie część promieni słonecznych dociera do nas umożliwiając prawidłowy przebieg procesów życiowych.
Niekiedy padają obawy ...co się stanie z nami kiedy ten olbrzymi piec wygaśnie.. otóż we wnętrzu Słońca jego paliwa - czyli wodoru jest jeszcze niezmiernie wiele, według naukowców starczy go jeszcze na 5 miliardów lat, mało prawdopodobne, aby na Ziemi żyli wtedy jeszcze ludzie. Podobno w tedy Słońce rozedmie się do takich rozmiarów, że jego temperatura tak wzrośnie, że zniszczy wszelakie życie na naszej planecie. Następnie potem się zapadnie przekształcając się w tzw. białego karła.

Atlantyda. Mit czy rzeczywistość?

Pierwsze wzmianki na temat tej legendarnej wyspy leżącej rzekomo na Oceanie Atlantyckim można było znaleźć w starożytności,a mianowicie w dialogach Platona. Pod wodami wspomnianego oceanu, a mianowicie w jego środkowej części znajduje się pas górski w kształcie litery "S" , którego wierzchołki po dziś dzień wznoszą się pod powierzchnią wody, tworząc między innymi Wyspy Azorskie.
Według amerykańskiego archeologa E.Thompsona przed wieloma tysiącami lat na Atlantyku istniało pasmo wysp, które tworzyły coś w rodzaju pomostu przez który jakiś lud dotarł do wybrzeży Ameryki Środkowej. Opierał on swoją hipotezę na założeniu, iż cywilizacja Atlantydy rozwinęła się na wyspach atlantyckich, której kres położyło podniesienie się poziomu mórz przez zakończenie się w tym okresie ostatniej epoki lodowcowej. Jednak nie doprowadziło to do jej całkowitego zaniku. Mieszkańcy tych wysp zaczęli wybywać na Wschód i Zachód. Jednak jego hipoteza wymaga dalszych badań archeologicznych, oceanograficznych i antropologicznych.

Radzieckie badania hydrologów udowadniają, że dzisiejsza fauna i flora wód arktycznych kształtowała się około 10 tys. lat temu. Data ta obejmuje koniec ostatniego zlodowacenia w Europie i Ameryce Północnej. Można więc spekulować, że jakiś ląd mógł zatonąć pod koniec właśnie tej epoki lodowcowej gdzieś na zachód od Cieśniny Gibraltarskiej. W trzeciorzędzie układ lądów i mórz przyczynił się do swobodnego dostępu ciepłemu, południowemu prądowi do terenów podbiegunowych. Prąd ten przyczynił się więc do powstania ciepłego klimatu na tych terenach. Natomiast pod koniec trzeciorzędu nastąpiło gwałtowne oziębienie się czego skutkiem mogło być wynurzenie się z Atlantyku początkowo kilku wysepek, a późniejszym następstwie całej wyspy lub nawet lądu, który zagrodził prądowi drogę do terenów arktycznych. Przypuszczalnie mówi się, że to była Atlantyda, która w następstwie czasu zaczęła się zanurzać, aż wreszcie cała została pochłonięta w czeluściach wody. W tedy Prąd Zatokowy znów bez przeszkód mógł ponownie kierować się na północ powodując powtórne ocieplenie klimatu. O.Muck, który postanowił wyjaśnić zagadkę Atlantydy przestudiował wszystkie dostępne źródła na jej temat i doszedł do wniosku, że naprawdę istniała i została zniszczona przez wstrząs skorupy ziemskiej czego konsekwencją było ogromne falowanie oceanu. Według niego ten największy w dziejach ludzkości potop był skutkiem uderzenia w Ziemię małej planetoidy. Do dziś widoczne są ślady w postaci kraterów meteorycznych w Karolinie w USA jak i rowy głębinowe w części południowo - zachodniej Atlantyku i wschodniej części Morza Karaibskiego. Uderzenie planetoidy było tak ogromne, że fala oceaniczna, która się wytworzyła na jego skutek obiegła całą ziemię niszcząc wszystko co znalazła na swojej drodze.

Według jego badań była to wyspa położona między 30, a 40 stopniem szerokości północnej i 25,a 35 stopniem długości zachodniej. Powierzchnia Atlantydy wynosiła 400 tys. kilometrów kwadratowych,a jej północną część stanowiły wysokie góry, których najwyższe szczyty nie zatopione przez wodę to dzisiejsze Wyspy Azorskie.